Hitsugaya
Dołączył: 05 Maj 2006
Posty: 522
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: Z bąbolady
|
Wysłany: Śro 18:50, 04 Mar 2009 Temat postu: Kronika Królobójcy - "Imię Wiatru" Patrick Rothfus |
|
Tytuł: "Imię Wiatru"
Autor: Patrick Rothfuss
Gatunek: fantastyka
O czym:
Mam na imię Kvothe, wymawiane niemal jak „quothe”. Imiona są istotne. Mówią wiele o ich właścicielu. Miałem wiele imion, więcej, niż ktokolwiek mógłby otrzymać.
Adem – tak nazywają mnie Meadre. W zależności od wymowy może oznaczać to Płomień, Piorun lub Złamane Drzewo.
„Płomień” - dość oczywiste, jeśli kiedykolwiek mnie widzieliście, z moimi krwistorudymi włosami. Gdybym urodził się kilkaset lat wcześniej, prawdopodobnie spłonąłbym na stosie jako demon. Staram się zapanować nad moimi włosami, ale wystarczy chwila zapomnienia, a rozczochrane wyglądają, jakby stały w płomieniach.
„Piorun” to najprawdopodobniej odniesienie do mojego potężnego głosu, trenowanego na scenie od najmłodszych lat.
Nigdy nie przywiązywałem zbytniej wagi do imienia „Złamane Drzewo”. Choć, gdy spojrzę w przeszłość, można uznać, że w dużej części było ono prorocze.
Mój pierwszy mentor nazywał mnie E’lir, ponieważ byłem inteligentny i dobrze o tym wiedziałem. Moja pierwsza kochanka nazywała mnie Dulator, ponieważ lubiła brzmienie tego imienia. Byłem nazywany Shadicar, Lekkopalcy, Sześć Strun. Wołano na mnie Kvothe Bezkrwisty, Kvothe Hermetyk, Kvothe Królobójca. Zasłużyłem na te imiona. Drogo za nie zapłaciłem.
Ale dorastałem jako Kvothe. Ojciec powiedział mi, że to znaczy „wiedzieć”.
Miałem także mnóstwo innych przydomków, wiele z nich całkiem paskudnych, ale żaden nie był niezasłużony.
Wykradałem królom księżniczki. Spaliłem miasto. Spędziłem noc u Felurian i uszedłem z życiem i przy zdrowych zmysłach. Gdy wyrzucono mnie z Uniwersytetu, byłem młodszy niż ci, którzy próbowali się tam dopiero dostać. Włóczyłem się nocą po ścieżkach, o których boicie się nawet mówić w świetle dnia. Rozmawiałem z bogami, kochałem kobiety i tworzyłem pieśni, przy których minstrele płakali.
Mogliście o mnie słyszeć.
- Tak zaczyna się opowieść Kvothe’a – od dzieciństwa w trupie wędrownych artystów, przez lata spędzone przez sierotę w półświatku mrocznego miasta, do szalonej, acz udanej próby wstąpienia
na Uniwersytet - najbardziej wymagającą i najtrudniejszą szkołę magii. Poznacie Kvothe’a - maga, złodzieja, muzyka i zabójcę, bohatera i złoczyńcę.
Naprawdę, wydaje się to być sztampową opowieścią o jakimś Magu, Uniwersytecie i Bohaterze Wieków. Tak nie jest w zupełności. Książka ma wspaniały, niepowtarzalny styl, a także pisana jest w dużej mierze w pierwszej osobie, co dodaje jej uroku. Jedna z niewielu książek, nad którą przesiedziałem od świtu do zmierzchu, nie dbając nawet o zjedzenie czegokolwiek. Zakładki przy tym tomie nie są potrzebne - nie zaśniesz, jeśli nie przeczytasz od deski do deski. Z czołówki znanych mi książek fantasy - polecam gorąco.
Dla spragnionych informacji: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hitsugaya dnia Śro 18:52, 04 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|