Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
CZY PODOBA SIĘ TO OPOWIADANIE? |
TAK |
|
80% |
[ 8 ] |
NIE |
|
20% |
[ 2 ] |
|
Wszystkich Głosów : 10 |
|
Autor |
Wiadomość |
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Czw 7:55, 27 Kwi 2006 Temat postu: |
|
ROZDZIAŁ 19
Serce podeszło jej do gardła. Nie wiedziała co myśleć, i co czuje do Billa. Niby go nienawidziła, ale gdy go widziała, miała momentalnie motylki w brzuchu i czasami wypieki na twarzy, aczkolwiek sama przed sobą to skrywała, nie wspominając już o reszcie świata. Jednak, gdy na niego patrzyła, czuła też odrzucenie. Nie dość, że dla niej wyglądał, jak nie ukrywajmy..baba, i to nawet taka całkiem, całkiem. Lecz gdy spojrzała w jego oczy.. te piękne, brązowe oczy, czuła również sensację w żołądku. Mogłaby się w nich zatracić. Potrząsnęła głową. Chciała momentalnie wybić sobie tę myśl. Niespiesznie dochodziła do parku. Była już grubo spóźniona, ale szczególnie się tym nie przejęła. Zaczęło się ściemniać. Miała na sobie zwykłe, obcisłe jeansy lekko wytarte na udach i luźną, czarną bluzę. Włosy lekko skręcone swobodnie opadały na jej ramiona.. Znajomi twierdzili, że wygląda IDENTYCZNIE, JAK Mary-Kate, lub Ashley Olsen, na co ona tylko prychała z niezadowolenia, chociaż równie dobrze jej to schlebiało. W końcu zobaczyła zarys postaci , widocznie znudzonej czekaniem, bo tupała nogą o chodnik. Było zbyt szarawo, aby rozpoznać przybysza. Podeszła bliżej i zmrużyła oczy.. Nagle stanęła, jak wryta i wysyczała:
- Kaulitz...- Gdy chłopak ujrzał zdenerwowaną dziewczynę, która zaczęła niebywale klnąć pod nosem i ciężko dyszeć, sam się zdziwił i przestraszył
- ROXY?? CO TY TUTAJ ROBISZ?? – krzyknął.
- Co JA robię, co TY tutaj robisz?? – warknęła, i obrzuciła go wyczekującym spojrzeniem. Chłopak zmieszał się i odgarną grzywkę, która bezwładnie opadała mu na oczy.
- Park, to miejsce publiczne, a z resztą, to nie twoja sprawa. CZEKAM TU NA KOGOŚ! – odpowiedział szybko, siadając na ławce.
- Ja również. –pisnęła ledwo słyszalnym głosikiem i z obrzydzeniem usiadła jak najdalej od niego na tej malutkiej ławeczce. Zarzuciła nogę na nogę i wypuściła powietrze z płuc. Nastąpiła chwila ciszy, którą bezlitośnie przerwała Roxy:
- A na kogo czekasz?
- Nie wiem. Mój brat ma czasem głupie pomysły. Ponoć, ma być zabawnie i ciekawie. To chyba RANDKA W CIEMNO...- wymamrotał. Blondynka parsknęła śmiechem...
- Ale masz brata! – wydusiła w końcu. – Znowu nas wkopał.... Bill z niedowierzeniem wybałuszył na nią oczy i zrobił kwaśną minę.
- Zatłukę drania... –wycedził, zaciskając zęby.
- No to ja już pójdę. – wypaliła, wstając. Brunet kurczowo chwycił ją za rękę i odchrząknął:
- Poczekaj!- Roxy przewróciła oczami i zarzuciła ręce na biodra. Przybrała pozycję wyczekującą i odrzuciła włosy
- Spieszę się.. – wysyczała w końcu. – Nie dość, że twój głupi brat robi mi takie równie idiotyczne pomysły, to jeszcze muszę tu z tobą być i wysłuchiwać jakiś zażaleń, oraz.....PÓŚĆ MOJĄ RĘKĘ KAULITZ! –ryknęła, wyrywając mu dłoń. Spojrzała na niego z obrzydzeniem i zrobiła kwaśną minę.
- Chcę ci coś powiedzieć... – wymamrotał niepewnie, wstając z ławki. Dziewczyna wyczekująco na niego spojrzała. Bill miał burzę mózgu. Czyżby to była jedyna okazja, aby TO powiedzieć? Przygryzł dolną wargę i rumieniąc się wypalił:
- O co my się w sumie pokłóciliśmy? – dziewczyna zaśmiała się pod nosem i odpowiedziała:
- My się wcale nie pokłóciliśmy. My po prostu do siebie nie pasujemy i ze sobą nie gadamy. Ja cię nie lubię, ty mnie nie lubisz. I kropka. Lepiej, żeby tak zostało. To tyle. Bill zrobił dziwną minę. Na jego twarzy malował się widoczny wysiłek (chłopak po prostu usiłował myśleć). W końcu spytał:
- Hm.....no a czemu się nie lubimy?
- No...jak już mówiłam, my do siebie nie pasujemy. – ucięła krótko. Chciała jak najszybciej zakończyć tą nadzwyczaj inteligentną rozmowę. Nie miała ochoty na wielkie godzenie się, a już na pewno nie na kłótnie.
- Ehh...przejdziemy się gdzieś? – spytał nieśmiało, i wskazał ręką cały obszar miejskiego parku. Dziewczyna spojrzała z obrzydzeniem na przytulających się, i obejmujących ludzi, jak i na małe dzieci beztrosko bawiące się na placu zabaw. Tak bardzo im zazdrościła Sto razy bardziej wolałaby być teraz na ich miejscu, niż odpowiadać i rozmawiać z Billem na takie trudne tematy.
- Nie. – ucięła sucho. – chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? – syknęła, lecz pożałowała swoich słów, widząc zapał w oczach czarnowłosego.
- Ja to w sumie nic do ciebie nie mam. Tylko ty mnie nie lubisz. Przez co byłem dla ciebie niemiły.- Roxy była bardzo rozbawiona całą tą sytuacją. W końcu cicho westchnęła;
- Ja już naprawdę muszę iść. Spojrzała desperacko na zegarek, a potem na zawiedzionego Billa. Oddaliła się trochę, lecz nagle zatrzymała się i zagadnęła:
- A skąd Tom miał mój adres e-mail..?
- A jak myślisz? Pewnie przez Mandy. – odpowiedział.
- Przyjdź jutro do nas z lekcjami. Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj...- wyjąkał.. Dziewczyna niedbale prychnęła i machnęła ze zrezygnowaniem ręką.
- A co miały znaczyć nasze przytulanki i TEN pocałunek? – spytał. Roxy zmarszczyła czoło i odpowiedziała:
- Wiedziałam, że będę tego żałować. Uważaj na swojego brata. Dzisiaj dobierał się do mojej siostry...- zaśmiała się nerwowo pod nosem, usiłując zmienić temat. Bill wcale się nie zdziwił.
- Pasują do siebie. – powiedział – tak, jak my. – Roxy zrobiła nietęgą minę i walnęła go otwartą dłonią w czoło.
- Ała! Za co to było??
- Za ojczyznę Kaulitz, za ojczyznę... Nawet nie waż się tak mówić, a już na pewno myśleć! JA CIĘ NIE LUBIĘ!! – warknęła, siląc się na poważny i ostry ton. Swoją drogą...miała znowu to miłe uczucie... W duchu chciała rzucił się Billowi na szyję i dziękować za te słowa, ale zatrzymała odrobinę godności, i postąpiła według swojego sumienia, czyli...słusznie. Bill podszedł do niej i ciężko westchnął. Potem spojrzał jej głęboko w oczu i dotknął jej policzka. Ta tylko się wzdrygnęła , ale o dziwo nic nie powiedziała. Stali tak patrząc na siebie i nawzajem i się rumieniąc. Chłopak pomyślał, ze to jedyna okazja, aby ją....
- KAULITZ TY IDIOTO! PÓŚĆ MNIE TY DRANIU NIEWYŻYTY! Jak możesz mnie przytulać, i to w dodatku publicznie! – ryknęła, poczym szybkim ruchem obróciła się na pięcie i odeszła.
Bill wrócił do domu w niemrawym humorze. Był zły na Toma, za jego żałosne próby pogodzenia ich. W końcu brunet nie wytrzymał, i naskoczył na brata. Nastąpiła ostra wymiana zdań. Każdy miał coś na swoją obronę i powód, do kłótni.
- Oj daj już spokój. Wiem, że źle zrobiłem, ale chciałem dobrze. Naprawdę.. – tłumaczył się Tom. Spojrzał z nadzieją na Billa, który tylko przewrócił oczami i cicho westchnął
- No niech będzie. - odparł w końcu. Blondyn od razu się rozweselił i zaczął komentować swoją wersję ich spotkania. Nagle powiedział:
- Dobrze, że się pogodziliśmy, bo mamy mieć ten wspólny koncert, i nie chciałbym, abyśmy ze sobą nie gadali, bo to zawsze...- urwał, widząc błysk w oku brata.
- Jaki koncert?? - spytał.
- Dzwonił Jack. Podobno mamy zagrać wmiejskim klubie!. – palnął, bez zastanowienia, jaką frajdę sprawia tymi słowami bratu.
- Nie ściemniasz? – spytał brunet, mierząc Toma wzrokiem.
- Nie.
- No to extra! – zawył Bill z dziecinną radością. – Dzwoń po chłopaków! Musimy zrobić próbę! O której to ma być? I kiedy tak właściwie? Co ze szkołą? – obrzucił brata tysiącami pytań. Ten tylko zaśmiał się i wskazując Billowi wzrokiem drewniany taboret, odpowiedział:
- Spokojnie. Wszystko ustalone. Gramy jutro o 18.00. Jack odbiera nas prosto ze szkoły, potem mamy w tym klubie próbę no ..i występ!
KOMENTUJCIE!! BO NAWET NIE WIEM, CZY KTOŚ TO JESZCZE CZYTA..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Czw 13:21, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
Smutno mi, bo nie komentujecie... Nie wiem już, cyz w ogóle ktoś to czyta..xD. Ale damy radę..:p
CZĘŚĆ 20
- Jak się pospieszycie, to was podwiozę...- krzyknęła pani Kaulitz, wkładając klucz do zamka.. Rozejrzała się po pomieszczeniu badawczym wzrokiem, żeby się upewnić, czy wszystko zabrała. Nagle klepnęła się otwartą dłonią w czoło i popędziła do salonu, a dokładniej do komody po torebkę. Niezdarnie doczłapała do drzwi i pogoniła chłopaków ręką, nerwowo spoglądając na zegarek. Bill, Tom, Georg i Gustav podążyli za nią i wsiedli do auta.
- Uważaj! Czerwone! – krzyknął Bill, który kurczowo trzymał się fotela w samochodzie. Siedział z przodu, obok kierowcy (pani Kaulitz), i nerwowo przygryzał wargę, gdy widział, jak prowadzi jego matka. Nagle kobieta gwałtownie zahamowała. Dość długo stali na światłach. Bill badawczo spojrzał w stronę reszty pasażerów. Mieli miny, jakby mieli zaraz puścić pawia, lub zemdleć.
- O nie! – jęknął Bill, zakrywając dłonią usta.
- Zapomniałem plecaka! – dodał, na co pani Simona pokręciła z niezadowolenia głową. Nerwowo spojrzała na zegarek i zaklnęła pod nosem. Widząc jednak zdziwienie jej zachowaniem w oczach synów, zmieszała się i spuściła wzrok. Do lekcji było jeszcze 15 minut. Otarła pot z czoła i przygryzła język. Zrobiła jeden wdech i mocno wcisnęła gaz. Chłopcy przyssali się do siedzeń i zrobili przerażone miny. Pani Kaulitz jechała bardzo szybko i nieostrożnie. Można było usłyszeć pisk opon i trąbienie ze wszystkich stron. W końcu Bill spojrzał matce w oczy i wręcz nakazał się jej uspokoić i opanować. Kobieta posłusznie przytaknęła i zwolniła. Brunet spojrzał na kolegów. Georg był blady na twarzy, a Gustav spał w najlepsze.
- Stój! – wrzasnął Bill, do matki, która zjechała na pierwsze lepsze miejsce na pobocze. Brunet pospiesznie otworzył drzwi i wypchnął Georga na zewnątrz.
- Ulżyj sobie, ulżyj.. – dodał, widząc, co robi jego kolega. Poklepał go po plecach i niemiłosiernie się skrzywił. Bill desperacko schował twarz w dłonie. Nagle odsunął je, jak oparzony. Wyjął matce lusterko z torebki i zaczął się sobie przyglądać.
- Uff... – powiedział. – Nie rozmazałem się.
- Już jestem – powiedział Georg, wchodząc do auta. Nadal jednak nie wyglądał kwitnąco. Pani Simona znowu wcisnęła gaz. Jechała bardzo szybko i niezdarnie. Przygryzała język, a minę miała, jakby rozwiązywała krzyżówkę. Nagle ktoś na nią dobitnie zatrąbił. Był to starszy mężczyzna, cały czerwony ze złości. Wychylił się zza szyby i zaczął przeklinać na matkę bliźniaków. Potem wyszedł z samochodu, ale pani Kaulitz w pore odjechała. Ponownie zrobiła naburmuszoną minę i zaczęła marudzić pod nosem
- Co za ludzie! Zero tolerancji dla kobiet z dziećmi! - wymamrotała. Chłopcy groźnie na nią spojrzeli, ale nikt nic nie powiedział.
- Jesteśmy – westchnęła dumnie pani Kaulitz niezdarnie parkując samochód przed domem. Bill pospiesznie wybiegł na zewnątrz. Wziął głęboki oddech i oparł się o słupek. Zdecydowanie miał dość jazdy autem ze swoją matką. Zakręciło mu się w głowie. Poczuł, że robi mu się słabo, mimo wszystko jednak połknął głośno ślinę i skierował się do drzwi. Gdy wszedł, jego oczom ukazał się roześmiany Tom, który z nogami na ławie oglądał telewizję, głośno się przy tym śmiejąc. Gdy zobaczył wkurzonego brata, zciszył głos, po czym wlepił oczy w sufit.
- Już ci lepiej? – spytał zadziornie Bill, przestawając z nogi na nogę.
- Taaa.. ale nadal mam gorączkę i kaszel... O! Widzisz? – żachnął i demonstralnie zakaszlał. Bil przewrócił wzrok i zacmokał z niezadowolenia. Brunet był zły na brata, ze tak haniebnie podpuszczał ich matkę. Dlatego, że nie chciało mu się iść do szkoły, zrobił to całe zamieszanie?. W końcu wzruszył ramionami i skierował się w stronę drzwi. Zarzucił plecak na plecy i wsiadł do samochodu. Pani Kaulitz nie zwracała szczególnej uwagi na to, czy jej syn zdążył wsiąść do auta, tylko wcisnęła gaz i z piskiem opon odjechała.
Dojechali do szkoły nieco spóźnieni . Georg i Gustav poszli w swoją stronę, do swoich klas. Bill wygrzebał z czarnego plecaka plan lekcji, po czym bacznie go przestudiował. Zaklnął pod nosem, widzac nakreślone linie, układające się we wszystkie strony. W końcu zrezygnowany załamał ręce i udał się w stronę klasy matematycznej. Na widok szkolnych drzwi wstrzymał oddech, po czym z siłą nacisnął na klamkę i wparował do sali.
- Dobry..przepraszam za spóźnienie... – powiedział obojętnie, mierząc „uczniów” wzrokiem. Zrobił zdziwioną minę, gdy ujrzał dzieci góra 6 lat, które niechętnie odpowiadały na jego zacne powitanie.
- Co to do cholery ma znaczyć!?? – zawył, wyczekująco spoglądając na wysoką rudą nauczycielkę, która z miłym uśmieszkiem spojrzała w jego stronę. Gdy dotarły do niej słowa Billa, skrzywiła się, i wymamrotała coś pod nosem, widząc jego ubranie.
- Dzieci..To jest wasza nowa koleżanka. Będzie waszą klasową nianią, i będzie pomagała odrabiać wam zadania domowe, oraz udzielać korepetycji z przedmiotów, których nie rozumiecie. Powinniście jej grzecznie podziękować, ponieważ zgłosiła się na ochotnika. – Na te słowa brunet kompletnie osłupiał. Co to wszystko ma znaczyć? Nie przypominał sobie, żeby gdziekolwiek się zgłaszał, a już na pewnie nie, jako niania do dzieci, których szczerze nie znosił. Na słowa nauczycielki, zrobił się tylko czerwony na twarzy i wydał z siebie głuchy pomruk.
- Usiądź tam, i pomórz Dolores odrobić zadanie domowe. Z Niemieckiego...ta dziewczyna mówiła, że z tego jesteś najlepsza.
- Że co!!? – zawył, bezradnie tupiąc nogami. – Jaka koleżanka do cholery!? – wrzasnął, a dzieci zrobiły zdziwione miny. Rozległy się intensywne szepty i komentarze, na temat wyglądu Billa. Kobieta spojrzała do kolorowego zeszytu ze swoimi notatkami, po czym poprawiła okulary na nosie. Cicho powiedziała:
- Trochę kultury młody człowieku. A co do tej koleżanki, to ... – przejechała palcem długą listę nazwisk, w końcu zatrzymała się na jednym z nich i dumnie powiedziała:
- Roxanne Stivens. – Bill zrobił się naprawdę czerwony. Rudowłosa z irytacją na niego spojrzała, po czym uśmiechnęła się do dzieci.
- Chyba chcecie poznać tą młodą damę, która ma złote serduszko. Kochanie, jak ci na imię? – zaszczebiotała, spoglądając do notatek. – Bella, prawda? Tak mówiła ta urocza blondynka. – Brunet przygryzł dolną wargę, aby nic nie powiedzieć. W koncu nie wytrzymał i wypalił:
- DO JASNEJ CIASNEJ NIE JESTEM ŻADNA BELLA, ANI ....PO PROSTU JESTEM CHŁOPAKIEM, I MAM NA IMIĘ BILL!! – ryknął, ciężko dysząc. Momentalnie spojrzało na niego pare przestraszonych małolatów. Niektórzy zaczęli się śmiać, a niektórzy bojaźliwie odchrząkiwać. W końcu wszyscy wybuchnęli śmiechem, oprócz Billa, który stał jak taki kołek na środku sali z założonymi rękami
- Roxy.. masz przechlapane.. – warknął pod nosem, próbując się jakoś uspokoić. Nawet nauczycielka tłumiła śmiech, zakrywając sobie dłonią usta. W koncu wyprostowała się i powiedziała:
- Dzieci. Nieładnie jest się śmiać. Belli..przepraszam, Billowi, na pewno jest teraz bardzo przykro. – Bill po prostu nie wytrzymał i wyszedł z sali, trzaskając przy tym drzwiami. Kobieta zrobiła zdziwioną minę, i zruszyła ramionami.
- CHOLERA JASNA! KUR*A MAĆ! GŁUPIA STIVENS! – wykrzykiwał, groźnie machając przy tym rękami. Nagle poczuł na swoim ramieniu zimną dłoń. Momentalnie się odwrócił i pobladł na twarzy.
- Ooo...koja ja widzę. Nie dość, że się spóźnia, to jeszcze przeklina! KAULITZ! DO MNIE DO GABINETU! I TO JUŻ1 – ryknął dyrektor, szyderczo zacierając ręce.
(wiecie, co robić..)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Pią 13:46, 12 Maj 2006 Temat postu: |
|
Coś widzę, że nikt już tego nie cyzta...xD. A co tam..:p
Część kolejna..xD
- Ooo...koga ja widzę. Nie dość, że się spóźnia, to jeszcze przeklina! KAULITZ! DO MNIE DO GABINETU! I TO JUŻ! – ryknął dyrektor, szyderczo zacierając ręce.
- Eeee...dzień dobry panie dyrektorze. To nie tak! Yyy...eee..bo..- zaczął się bezskutecznie tłumaczyć, na co pan Stamb machnął tylko ręką i powiedział:
- KAULITZ! Dobrze wiesz, że to już nie pierwszy raz! Porozmawiamy o tym u mnie w gabinecie. – po czym dumnie się wyszczerzył. Był to gruby, czarnoskóry mężczyzna po 40-stce . Nosił okrągłe, czarne okulary i krótko przycięte włosy, z wyraźną siwizną. W szkole miał opinię frajera i tyrana.
- Chodź za mną – rzekł mężczyzna, klaszcząc w ręce w szerokim uśmiechem. Bill wlepił wzrok w sufit i cicho wymamrotał:
- A muszę?
- TAK!! – wrzasnął mu prosto do ucha i pociągnął go za jego skórzaną kurtkę. Brunet niechętnie za nim poczłapał nieziemsko szurając nogami. Gdy weszli do czystego, zadbanego i gustownie urządzonego gabinetu, można było poczuć wręcz duszącą woń czekolady i kawy.
- Dzisiaj bez cukru pani Balbinko – zaszczebiotał dyrektor do chudej, starszej już kobiety, która stała niepewnie w jeszcze mniejszym pomieszczeniu i czyściła sobie okulary. W końcu przytaknęła i skierowała się do małego czajnika i drewnianej szafki. Bill wodził za nią wzrokiem. W końcu kobieta sympatycznie spytała:
- A dla młodzieńca?
- Ja poproszę Coca.....
- PAN DZIĘKUJE! – skończył za niego gruby mężczyzna i niedbale machnął ręką na panią Balbinę. Ta wzruszyła ramionami i ponownie wróciła do poprzedniego zajęcia.
- Na czym skończyliśmy? – ożywił się pan Stamb, poprawiając się na krześle.
- Jeszcze nie zaczęliśmy – wtrącił sucho Bill, przewracając wzrok.
- Pierwszy dzień w szkole, a ty już masz kłopoty- syknął dyrektor, groźnie mierząc chłopaka wzrokiem.
- Drugi – poprawił go Bill. Mężczyzna zacmokał z niezadowolenia i beznamiętnie dokończył:
- Pani Henderson mówiła mi ...Tak młodzieńcze. Jeszcze czasami się zdarza, że rozmawiam z ciałem pedagogicznym na temat zachowania uczniów. W waszym przypadku, jest ono niestety haniebne. Pani Henderson wspominała, że nie odpowiednio zachowujesz się na lekcji, spóźniasz się, albo wcale na nie nie przychodzisz. Nie odrabiasz zadań domowych i PYSKUJESZ NAUCZYCIELOM! Opowiadała mi też o twoich wcześniejszych wybrykach...- Bill nerwowo przewrócił oczami.
- To samo tyczy się twojego brata – westchnął dyrektor, polerując pozłacaną tabliczkę z napisem: „ David Stamb DYREKTOR SZKOŁY NUMER 8 W MAGDENBURGU”.
- Jestem na tej pozycji dopiero od tego roku szkolnego. – powiedział, i dobitnie wskazał chłopakowi trzecie słowo na jego „skarbie” i dobytku. – Mam zamiar solidnie wynagradzać uczniów, ale za to surowo karać tych, którzy nie przestrzegają regulaminu. – dokończył i zdjął z nosa okulary.
- Mogę już iść? – spytał w końcu, wstając z krzesła.
- NIE!! – ryknął dyrektor, robiąc się czerwony na twarzy. – Jeszcze z tobą nie skończyłem. Z twoim bratem też nie! Gdzie on jest? ! Z nim też muszę porozmawiać.
- Tomuś jest bardzo ciężko chory. Siedzi w domu pod kołderką i ciężko przeżywa, że nie mógł iść dzisiaj do tej wspaniałej szkoły. Mogę już iść? Pan wybaczy, ale chce mi się siku! – powiedział brunet i ponownie podniósł się na krześle.
Dyrektor najwyraźniej się zirytował, bo poczerwieniał na twarzy. Brunet niecnie uśmiechnął się pod nosem i grzecznie usiadł na obrotowym taboreciku.
- Jak to w końcu było? Wiesz, że nie wolno przeklinać w szkole i postępować dokładnie tak, jak wy to robicie. Może masz coś na swoje usprawiedliwienie? – syknął.
- A no mam . – odpowiedział i dumnie się wyszczerzył. Dyrektor wyczekująco na niego spojrzał, aż w końcu Bill wypalił:
- Bo to wszystko przez Stivens! – pan Stamb przybrał niemrawy wyraz twarzy. Nagle odchrząknął i założył ręce na piersiach.
- Chyba żartujesz!? Mandy to złote dziecko! Co niby zrobiła?! Nie dość, że skarżysz, to w dodatku obmawiasz niewinnych! – ryknął. Brunet darował sobie wszelkich wyjaśnień. Cmoknął z niezadowolenia i bezradnie opadł na krzesło.
- Coś jeszcze? – syknął
- A i owszem! Kaulitz...musisz się kontrolować! Będę miał na ciebie oko. Jesteś prawie taki, jak ta Roxy..jak jej tam...ee..pani Balbinko? – Kobieta zerknęła do swoich notatek, lecz tylko wzruszyła ramionami.
- No nieważne. To co ona robi? – spytał wielce zainteresowany Bill, poprawiając się na krześle.
- Ooo..mój drogi. O niej, to szkoda gadać! Była już zawieszona, odbierana przez rodziców...ale nic na nią nie działa! Paranoja jakaś! - wrzasnął i histerycznie chwycił się na głowę. – Ostatnio nawet wypomniała pani Nicolson, ze ma za grube łydki, że ma nierówno rozprowadzony cień do powiek, oraz, że powinna być już na emeryturze... Kobieta poprosiła mnie o urlop na rządanie. Pojechała do siostry na wieś, się zrelaksować...i zapomnieć o wszystkim. – dodał, po krótkiej chwili milczenia. – Ale to jeszcze nic! Jej ostatnie wybryki przechodzą moje najśmielsze oczekiwania! – ryknął, i zrobił gest, jakby chciał wyrwać sobie resztki swoich siwych i krótkich włosów. Bill wygodniej usiadł na krześle i skrzyżował ręce.
- Tak? Niech pan mówi dalej ... – dodał, a w jego oczach coś zabłysło.
- Ostatnio na przykład, odkręciła wszystkie krany w damskiej toalecie. Nie muszę chyba mówić, co było dalej...Na dodatek, gdy kolega powiedział jej, że ma niezłą pupę, to ona.. ona kopnęła go tam, gdzie boli najbardziej.. – powiedział ledwo słyszalnym głosem. Na te słowa oboje się skrzywili i zacisnęli zęby.
- Sam, nie wiem, czemu ci to mówię. Może po prostu chce, żeby to się nigdy nie powtórzyło.. a co do niej, to oczywiście jeszcze nie koniec. Ją przenoszone od szkoły, do szkoły! Wszędzie ją wywalano... . Ostatnio za to, że na apelu, gdzie była praca, zaczęła parodiować wygląd i zachowanie dyrektora. Potem innych nauczycieli, a gdy ktoś chciał zwrócić jej uwagę to mówiła, że zły dotyk boli przez całe życie, i, że mają ją zostawić, bo ich pozwie o molestowanie. Na pewno już długo się jej zbierało, ale szkoła została „obsmarowana” w prasie. Już nie wspomnę o jej słownictwie i wyglądzie! O jej haniebnym ubiorze! ... – oburzył się. Bill podniósł wysoko brwi i obracając się na krześle zaśmiał się:
- Do jej wyglądu, to ja nic nie mam...- dyrektor przewrócił oczami i nadal wymieniał irytujące sytuacje Roxy i jej odpały. Było tego dość sporo.
- .......... a kiedyś przez szkolny radiowęzeł zakomunikowała, że lekcje zostały odwołane, więc wszyscy uczniowie wyszli ze szkoły. Przedstawiła się jako wicedyrektorka. Było niezłe zamieszanie. Dostała naganę i uwagę do dziennika. Oczywiście to nic nie dało. Kolejno zamówiła pizzę na koszt szkoły! Wspominałem, że było to 14 opakowań wegetariańskiej! No...nie ukrywam.. była nawet dobra – dodał, po czym potrząsnął głową i opadł bezsilnie na krzesło. Bill zachichotał. Do gabinetu weszła pani Balbina niezdarnie trzymając dużą kawę i tabliczkę czekolady. Złapała się za czoło i szybko wyszła. Po chwili ponownie zdyszana położyła dyrektorowi na biurko dużą tacę, a na niej wiele przysmaków. Pan Stamb podwiną rękawy i przybrał tępego wyrazu twarzy. Oblizał się i machnął na kobietę ręką.
- Wiesz....zwolnię cię z tej lekcji. Zostało jeszcze tylko jakieś 10 minut, wiec by nie miało to sensu. Będę miał na ciebie oko. Lepiej się pilnuj. To samo tyczy się twojego brata!
Bill wychodząc z gabinetu głęboko odetchnął, po czym wybuchnął gromkim śmiechem.
- No no Roxy.. czego ja się dowiaduję... – pisnął pod nosem, mrużąc oczy. Ponownie złapał oddech i otarł łzę, która niepostrzeżenie się zawieruszyła na jego rzęsach. Zadzwonił dzwonek na przerwę i z klas wysypali się uczniowie. Pewna Blond Barbie biegła na swoich szpilkach, prawie się potykając. W końcu uwiesiła się na szyi pewnego przystojnego, wysokiego blondyna. Zaczęła się wydzierać ze szczęścia, aż w końcu odeszli przytulając się. Bill przewrócił oczami. Przypomniała mu się pewna mała Dolores, która była jednym z uczniów klasy, w której chłopak został oficjalnie mianowany nianią. Wzrokiem poszukał znajomych twarzy. Natchnął się tylko na Gustava, który kierował się właśnie w stronę stołówki i Georga, który rozmawiał, a raczej kłócił się z Jess. Chciał do nich zagadać, lecz momentalnie zawrócił, gdy usłyszał dziki wrzask i krzyk, dochodzący z innej strony.
- TY ZBOCZEŃCU! PRZESTAŃ MNIE MACAĆ I ZOSTAW MÓJ TYŁEK W SPOKOJU! – ryknęła Roxy, dziko machając rękami. Chłopak najwyraźniej się zmieszał i trochę przestraszył, bo przybrał dziwnego wyrazu twarzy i momentalnie się zaczerwienił. Potem dyskretnie się wycofał, aż w końcu szybko wybiegł ze szkoły. Dziewczyna ze złości cisnęła plecakiem w podłogę i wrzasnęła:
- Co się gapisz KAULITZ? - chłopak stał niedaleko z otwartą buzią, lecz na te słowa odwrócił się na pięcie i odszedł. Popędził przed siebie. Chciałby z kimś o tym porozmawiać, ale dotarło do niego, że nie ma tu prawie nikogo. Jedyni ludzie, z którymi mógłby pogadać w szkole, to niezawodni Gustav, Georg i Tom, lecz teraz nie było ich w zasięgu wzroku. Trochę przygnębiająca perspektywa....Szedł tak sobie szkolnym korytarzem. Obczaił, gdzie jest sala numer 19, gdzie miała odbyć się za jakiś czas lekcja matematyki z tą...Henderson. Bill głośno przełknął ślinę i poszedł do sklepiku po coś do picia.
- Poproszę Coca-colę. – powiedział do sprzedawczyni, która zmierzyła go spojrzeniem znad okularów i zacmokała z niezadowolenia. Niechętnie odłożyła gazetę, którą właśnie czytała i wyciągnęła ręką na pieniądze. Chłopak wygrzebał z plecaka portfel i podał kobiecie 3 Euro. Ta krzywo się do niego uśmiechnęła i ponownie chwyciła gazetę. Bill posmutniał, widząc zachowanie innych w stosunku do swojej osoby. Wszyscy mierzyli go wzrokiem i prychali na jego widok. Zastanawiał się, czy gdyby odszedł z tej szkoły, to czy byliby szczęśliwsi. W tej miejscowości, nie tolerowano takich „innych” ludzi, jak bliźniacy. Wzruszył ramionami i poszedł pod salę. Usiadł, opierając się o zimną ścianę. Wypił połowę butelki, po czym donośnie beknął. Normalnie walnął by kogoś w głowę i powiedział „schlultz”, lecz nie było tam nikogo z jego znajomych, którzy, jakby to zrobił, to nie wyśmiałby go. Zauważył grupkę dziewczyn, które stały pod ścianą i namiętnie coś szczebiotały. Prychnął, widząc, że jedna z nich wskazuje na niego. Starał się nie zwracać na nie uwagi, lecz niestety...nie udało się. Nagle podeszła do niego mała dziewczynka i zaczęła go obskakiwać krzycząc „Bella, Bella”. Bill wyszczerzył oczy, lecz dopiero, gdy zasłonił sobie ręką światło, zauważył, z kim ma do czynienia. Była to mała Dolores, która wciskała mu jakąś kartkę i długopis. W końcu zatupała nóżkami i uwiesiła się mu na szyi.. Bill momentalnie ją od siebie odepchnął, widząc zaciekawienie na twarzy innych uczniów. Dziewczynka jednak nie ustępowała i nadal podsuwała mu kartkę i długopis.
- Zrób. – powiedziała stanowczym tonem.
- Co to jest? – spytał brunet.
- To moje pierwsze zadanie domowe! – powiedziała i się wyszczerzyła.
- No to powinnaś je zrobić sama! – uciął sucho, odpychając notatnik.
- Ale...ale...- zaczęła, a oczy podejrzanie się jej zabłyszczały.. Bill, widząc na co się zanosi, - Jesteś naszą klasową nianią i musisz zrobić to zadanie! Pani mówiła, ze jesteś dobry z Niemieckiego . dodała wreszcie. Bill jęknął i zaczął coś gryzdolić na kartce.
- I nie jestem żadna Bella, tylko Bill – mruknął. Dziewczynka się skrzywiła i machnęła ręką.
- Ja już swoje wiem.- palnęła, na co Bill zaśmiał się pod nosem.
- Idź się dziecko pobawić – usilnie próbował ją spławić. Ta jednak przecząco pokiwała głową, i podskoczyła w miejscu, chwytając go za rękę.
- CHODŹMY POBAWIĆ SIĘ RAZEM! – wrzasnęła, usiłując podnieść chłopaka. Ten jednak zaczął się zapierać i kurczowo chwycił się ławki, na której siedział.
- PÓŚĆ MNIE DZiECKO! – ryknął. Uczniowie zaczęli z zaciekawieniem przyglądać się całej sytuacji. W końcu zebrała się solidna grupka gapiów, którzy stali otaczając ich wianuszkiem. Niektórzy zaczęli się śmiać, a inny wręcz płakać ze śmiechu. Bill bezsilnie zaczął ją od siebie odpędzać, na co dziewczynka wybuchała atakiem histerii . W końcu stwierdziła, że się zmęczyła, wiec stanęła w miejscu i zamilkła. Zamachnęła swoją drobną, malutką nóżką i wrzasnęła:
- GŁUPIA BELLA! – po czym z całej siły kopnęła Billa w piszczel. Chłopak przybrał wszystkie możliwe odcienie czerwieni. Leżał na szkolnych kafelkach znokautowany przez 5-latkę. W końcu wstał i ryknął:
- CO SIĘ TAK GAPICIE! JA JEJ NIE ZNAM! – i groźnie machnął ręką. Skierował się do toalety, aby się ogarnąć, wiec do klasy wparował grubo po dzwonku.
- DOBRY...przepraszam za spóźnienie... – wymamrotał idąc wzdłuż ławek. Zatrzymał się koło stolika Roxy i posłał jej mordercze spojrzenie. Nie dość, że wysłała go do tej zakichanej klasy z przedszkolakami, to na dodatek zafundowała mu wizytę u dyrektora. Już nie wspominając o zdarzeniu, które miało miejsce przed chwilą. Dziewczyna wyszczerzyła się, pokazując mu szereg równych, białych zębów. Bill zmrużył oczy i usiadł w swojej ławce. Wyjął podręcznik i zeszyt. Urwał kawałek karteczki i nabazgrolił: „ JUŻ NIE ŻYJESZ STIVENS!” Podpisał się i podał do zielonookiej. Ta, niespiesznie otworzyła liścik i prychnęła. Wzruszyła ramionami i odpisała: „ ZOBACZYMY, KOMU SIĘ DOSTANIE” Bill zaczerwienił się ze złości i namiętnie odpisał na wiadomość.
- CISZA! – wrzasnęła matematyczka stukając kluczem w biurko. Odwróciła się do klasy i zmierzyła uczniów groźnym spojrzeniem. Bill niestety nie zorientował się, że nauczycielka bacznie mu się przygląda, gdy coś pisze. Wyrwała mu liścik z ręki i przeczytała na głos:
- NIE MOŻEMY SIĘ DZISIAJ SPOTKAĆ. MAM KONCERT. – klasa wybuchnęła śmiechem. Rozległy się gwizdy i śmiechy. Roxy i Bill zarumienili się i posłali sobie porozumiewawcze spojrzenie.
- Na randki to proszę się umawiać po szkole, a nie w czasie lekcji –dodała z sarkazmem, samemu hamując chichot. – Skoro przeszkadzacie na lekcji rozumiem, ze temat macie już opanowany i możecie się pochwalić swoimi umiejętnościami na tle całej klasy. – dodała, zacierając szyderczo ręce.
- ROXANNE STIVENS! DO ODPOWIEDZI!! – ryknęła w końcu nauczycielka, dobitnie wskazując na zdesperowaną blondynkę. Ta niechętnie pofatygowała się do biurka matematyczki i cicho jęknęła.
KOMENTUJCIE!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emereth
Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/7 Skąd: Czwa
|
Wysłany: Sob 18:00, 13 Maj 2006 Temat postu: |
|
Super, super świetne!!! xP.Komentuje pierwszy raz... Heh...Baaaardzo mi się podoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Sob 18:59, 13 Maj 2006 Temat postu: |
|
Częsć kol;ejna...był cały, jeden komentarz..xD Respekt..:p
- Ale my już nie będziemy... – wymamrotał Bill, zapobiegawczo chowając resztę liścików. Roxy niechętnie podeszła do biurka nauczycielki . Ta zaczęła ją odpytywać z ostatniej i obecnej lekcji. Temat umiała zadziwiająco dobrze, co poniekąd zirytowało psorkę.
- Czy pan Kaulitz chce coś dodać? - syknęła, stawiając kropkę przy jego nazwisku w dzienniku.
- Niekoniecznie.. – odparł, na co klasa zachichotała.
- CISZA! – ryknęła nauczycielka, uderzając drewnianą końcówką od klucza w biurko.
- Czy ktoś jeszcze chce być pytany? – warknęła i zmierzyła uczniów groźnym spojrzeniem. Wszyscy umilkli i momentalnie spoważnieli. Pani Henderson zaśmiała się pod nosem, ponieważ uznała, że jej metody dyscypliny i nauki są niezwykle rozwijające i edukacyjne.
- Za odpowiedź dostajesz 2 (nasze 4..chyba..;p) Siadaj na miejsce. Bill jutro zapytam Cię z ostatniej lekcji, a temat masz umieć śpiewająco! STIVENS!! Ty masz mu w tym pomóc!
- Proszę pani...dzisiaj nie możemy się spotkać – Roxy wtrąciła z przekąsem, w irytacją spoglądając na Billa, który siedział w ławce lekko oszołomiony.
- CZEMUŻ TO? – syknęła nauczycielka.
- Bo nasz pseudopiosenkarz ma dziś występ... – dodała chichocząc
- Czy to prawda Kaulitz? – ryknęła, zerkając w jego stronę. Chłopak desperacko zamrugał oczami, lecz w końcu dumnie odpowiedział:
- Tak...to prawda. Mam dzisiaj występ! Jedynie jutro, bo...
- Żadnego ale!... Nie obchodzi mnie, co robisz po szkole! Temat masz mieć opanowany! Poza tym.. byłeś dzisiaj niesforny, wiec możesz to potraktować jako karę...Jutro cię zapytam i masz umieć. Koniec kropka. – syknęła, czyszcząc okulary. Bill jęknął. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi momentalnie się rozweselił i jako pierwszy wyszedł z klasy.
- To jest jeden z najgorszych dniu w moim życiu. Nienawidzę szkoły!- krzyknął. Jedyną myślą, która podtrzymywała go na duchu to fakt, że mają dzisiaj koncert.. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Toma.
- H..halo? – rozległ się zmęczony, zachrypnięty głos dredziarza.
- To ja..Bill. Nie musisz udawać.. – zaśmiał się pod nosem, lecz po chwili dodał:
- Posłuchaj.. Jak się czujesz? Dasz radę dzisiaj występować? – Tom momentalnie się ożywił i odparł:
- No wiadomo! Do koncertów zawsze mam końskie zdrowie!
- To świetnie. Powiedź Jackowi, żeby najpierw przyjechał po ciebie, a dopiero wtedy po nas, bo... – nie dokończył, bo poczuł czyjś oddech na swoim karku. Powoli odwrócił się na pięcie i go zamurowało. Ujrzał wściekłą panią Henderson, która miała niemrawy wyraz twarzy. Wyrwała mu telefon z ręki i rozłączyła go z Tomem.
- CO JEST W REGULAMINIE SZKOLNYM NA TEMAT URZYWANIA KOMÓREK NA JEJ TERENIE?? – ryknęła, a w oczach miała ogniki.
- Eeeee..... Co pani sobie myśli!? To była bardzo ważna rozmowa! – odciął się, ale zaraz tego pożałował gdy zobaczył wściekły wyraz twarzy matematyczki. Nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Nauczycielka prychnęła i oddała mu komórkę.
- Dostajesz uwagę i naganę. Potem porozmawiam o tym z twoimi rodzicami... – ucięła sucho i szybkim, mechanicznym krokiem odeszła.
- Cholera.. – jęknął. Nienawidził szkoły. Wszyscy wytykali go palcami, a nauczyciele go nienawidzili. Reszta lekcji minęła podobnie. Dokuczanie Roxy, dręczenie przez nauczycieli, nabijanie się z niego. Gorzej być nie mogło... a jednak..
- To ta! – powiedziała mała Dolores, wytykając Billa palcem.
- Przepraszam panią, ale ta mała dziewczynka się skarż, że pani ją bije i jej dokucza. – Na te słowa Bill osłupiał.
- Że co? – zawył – Ja ją źle potraktowaŁEM?? Przecież to ona mnie publicznie upokorzyła i brutalnie kopnęła! – zaczął się tłumaczyć. Podwinął nogawkę i pokazał tej pani wielkiego soczystego siniaka.
- Oj...dziecko drogie.. Nie moja wina, że się potknąłeś o te swoje spodnie i nabiłeś sobie ała – odparła i pogroziła mu palcem.
- Zmusiła mnie do odrabiania lekcji! – dodał, widząc zmieszanie na twarzy kobiety.
- No i bardzo dobrze! A co ty sobie myślałeś! Że bez odrobionych lekcji do szkoły pójdziesz! – powiedziała podniesionym głosem.
- ALE JEJ LEKCJI!! – warknął, lecz po chwili machnął ręką i złagodniał. Stwierdził, ze to wszystko nie ma sensu.
- Co mam zrobić, żeby ten brzdąc się ode mnie odczepił? – spytał załamanym głosem, wskazując na rozweseloną dziewczynkę, która zaczęła wkoło nich podskakiwać i machać rączkami.
- Jeśli przestaniesz nachodzić niewinną i bezbronną Dolores... – zaczęła, a Bill pomyślał, że ta kobieta jest jakaś psychiczna, skoro nie poznała się jeszcze na tym dziecku. Ona bezbronna? Pfff.. dobre sobie!
- To ona na pewno da ci spokój. A teraz kochanie wracamy na lekcje, bo rodzice będą się o ciebie martwić... – zarządała kobieta i pociagnęła Dolores za rączkę. Ta odwróciła się od Billa i dumnym krokiem odeszła. Brunet zrobił to samo i cały naburmuszony opuścił budynek szkolny. Szedł tak ulicą kopiąc kamyczki, które bezpańsko leżały na chodniku. W końcu z zamyślenia wyrwał go dobrze znany dźwięk jego telefonu.
- Halo? – syknął beznamiętnie.
- Cześć Bill! Co taki zły humor? W sumie nawet ja, nie mam dobrych wieści – rozległ się męski głos. Oczywiście był to Jack. – Wasz występ został odwołany. – dodał po chwili i czekał na reakcje ze strony Billa.
- Ok. Spox...moment..CO?? KONCERT ZOSTAŁ ODWOŁANY??! ALE DLACZEGO!!? – ryknął w końcu, jakby dopiero zajarzył, co powiedział jego manager.
- Po prostu zagracie pojutrze... a dzisiaj może jakaś imprezka? – zaproponował, jakby chciał poprawić humor chłopakowi.
- Taaa... jasne.. no nieważne. Nara – uciął sucho, po czym się rozłączył. Był maksymalnie zły i obrażony, jednak, gdy doszedł do domu, już mu odrobinę przeszło. Nakazał Tomowi zadzwonić do Gustava i Georga, aby ich poinformować o tym nieszczęściu.
- Oj. Już zadzwoniłem. Będą za jakiś czas. – palnął i ponownie chwycił telefon, aby wykręcić numer do Roxy.
- Jakto przyjdą? O co chodzi? – spytał zniecierpliwiony brunet, obrzucając brata wyczekującym spojrzeniem.
- No normalnie! ROBIMY IMPREZKĘ! JUŻ DZWONIĘ DO ROXY I MANDY! NIECH WBIJAJĄ! – dodał, po czym wyszedł z domu i na cały głos wykrzyknął:
- IMPREZA U KAULITZÓW! WBIJAĆ! JUŻ IMPREZKA SIĘ ROZKRĘCA! – Bill podszedł do niego i walnął go w plecy.
- Powaliło cię!? A co z mamą? Przecież.. w domu nie ma nic do żarcia, i w ogóle! Co ty sobie do cholery myślisz? - wrzasnął i mocno nim potrząsnął.
- Braciszku.. wszystko jest gotowe. Jack też do mnie dzwonił już wcześniej, i wszystko zaplanowałem. Mama ma dzisiaj nocną zmianę i wszystko jest cacy. – odparł i wyciągnął z szafy alkohol i pare przysmaków. Ludzie zaczęli się schodzić. Miała to być skromna imprezka, a wyszła całkiem poważna balanga. Każdy na wstępie położył coś do jedzenia od siebie. Bill w końcu pogodził się ze swoim haniebnym losem i witał gości.
- ROXY? Ty tutaj? – zawył, badawczo patrząc na blondynę. Ta tylko krzywo się do niego uśmiechnęła i wycedziła: - twój brat mnie zaprosił.. Sama nie wiem, czemu się zgodziłam... – Bill chciał zachować pozory, iż fakt, że zielonooka wyglądała oszałamiająco pięknie i dojrzale... niestety...nie udało mu się. Zaczął się do niej „podwalać”. Imprezka całkiem się mu spodobała.....
- Przestań... – Roxy wymamrotała niepewnie, odsuwając rękę Toma ze swojej talii. Ten spojrzał na puszkę piwa, niedbale leżącą na stoliku nocnym koło łóżka, na którym właśnie siedzieli. Zawahał się, ale w końcu podał jej alkohol. Dziewczyna spojrzała na puszkę z obrzydzeniem, a potem identycznie na Toma.
- Za kogo ty mnie masz, Kaulitz? Myślisz, że mnie upijesz, i tak po prostu.. wykorzystasz? – syknęła dobitnie, odsuwając jego rękę. Chłopak przewrócił oczami i energicznie wstał. Obszedł pokój dookoła. Sam nie wiedział dlaczego tak bardzo miał ochotę na Roxy. Ta pyskata dziewczyna była jedyną, która mu się oparła. Denerwowało go, że wolała jego brata, niż jego. Cmoknął z niezadowolenia i po krótkiej pauzie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Bill podszedł do roztrzęsionej dziewczyny i objął ją ramieniem.
- Co on od ciebie chciał? – spytał powoli, odgarniając z jej policzka kosmyk jasnych włosów.
- Nic. Po prostu pokłóciliśmy się o to, kto będzie sprzątał po imprezie. –skłamała i nerwowo zaczęła przyglądać się swoim butom.
- Też macie problemy..- zaśmiał się, i wtulił twarz w jej włosy. Ciężko westchnął i wyprowadził ją z pokoju.
- ZOSTAW TEN WAZON! – ryknął Bill, do ledwo przytomnego chłopaka, który zaczął podrzucać ową rzecz udając, że jest to piłka do nogi. Wszyscy byli kompletnie pijani...co trochę go irytowało. Westchnął ciężko i posłał chłopakowi mordercze i ostrzegawcze spojrzenie na znak, żeby nic gorszego nie przyszło mu do głowy. Ten tylko prychnął i dosiadł się do innych sportowców otwierając kolejną puszkę piwa.
- Czy to się kiedyś skończy? - Jęknął, opadając na skórzaną kanapę w salonie. Brunet włożył twarz w dłonie i zaczął ciężko oddychać. Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Imprezka dopiero się zaczyna! Nie bawisz się!? Wiem.. ludzie są już kompletnie zalani, ale co tam? – powiedział Tom, chwiejnym krokiem obchodząc sofę. W końcu dosiadł się do brata i zarzucił nogi na ławę.
- Dlaczego ja zawsze się zgadzam na twoje głupie pomysły? Przecież my nie znamy połowy tych ludzi, a oni demolują nasz dom! – zawył, i groźnie spojrzał na brata.. Ten tylko wzruszył ramionami i poszedł do kuchni.. Położył na ławę miskę z przysmakami i zniknął gdzieś wśród ludu. Bill poszedł do swojego pokoju i zastał w nim roześmiane towarzystwo. Między innymi Georga, Gustava i Jessicę, którzy siedzieli na dywanie i popijali napojami, które z pozoru wydawały się zwykłym sokiem.
- ROXY? CO TY TUTAJ ROBISZ?! – syknął brunet, wyczekująco spoglądając na roześmianą blondynkę, która w najlepsze była spita i zlana.
- ILL...BILL....Bill kochanie...skarbeczku moje...eee...przyłącz się do nas! Gramy w butelkę...ee...a może w puszkę? – powiedziała. Po czym wybuchnęła histerycznym śmiechem, jakby był to najlepszy dowcip dnia. Chłopak zacmokał z niezadowolenia i przykucnął przy rozpalonej i kompletnie spitej dziewczynie.
- IDZIEMY! –zarządził, i szarpnął ją za rękaw.
- Oj...daj spokój...widzisz, że laska świetnie się bawi! No...na co czekasz mała?! Miałaś zadanie, pocałować Kevina... – palnęła pewna rudowłosa nastolatka, wskazując na szczerzącego się blondyna, który ślinił się na widok Roxy. Bill nie mógł na to patrzyć, więc odwrócił się na pięcie. Chciał już wyjść, lecz usłyszał pewien znajomy głos.
- Braciszku.. widzisz, że dziewczyna świetnie się z nami bawi...kupa rozrywki i śmiechu. Sam byś się lepiej przyłączył...- skomentował Tom, który był cały rozpalony i ledwo przytomny. Wcześniej Bill go nie zauważył, bo Roxy nieświadomie go zasłaniała. Brunet załamał ręce i energicznym ruchem otworzył okno. W pomieszczeniu unosił się zapach alkoholu i papierosów. Prześwietlił pokój wzrokiem. Nic nie było na swoim miejscu. Nawet jego książki były brutalnie wywalone z biurka, ponieważ imprezowicze stwierdzili, że przyda się ono bardziej do schowania zapasu alkoholu. W końcu nie wytrzymał tego widoku i zachowania Roxy, która przytulała się do Toma..Sam nie wiedział czemu ta pyskata blondynka nie była mu obojętna. Wyszedł z pomieszczenia i skierował się prosto do salonu, aby zapanować nad rozbrykaną młodzieżą, która demolowała jego dom.
- Roxy, kotku...może zatańczysz ze mną? – zagadnął Tom, zachęcająco się do niej uśmiechając.. Ta jednak zachowała odrobinę zdrowego rozsądku i przecząco pokiwała głową.
- Nie lubię tańczyć.... – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Roxy niechętnie otworzyła jedno oko. Mruknęła z niezadowolenia, gdy słońce dochodzące przez okno raziło ją w jej oczy. Wtuliła twarz w miękką poduszkę, gdy poczuła, ze głowa jej pęka. Wiedziała, ze przesadziła odrobinę z alkoholem, ale nie, żeby aż tak...a może jednak? Westchnęła cicho i odgarnęła sobie kosmyk włosów z policzka. Wszystko wokół ją denerwowało. Począwszy od głośnego i donośnego chrapania osób, które leżały na podłodze w tym pokoju, przez nieporządnie zasłane łóżko, gdyż poszewka od kołdry walała się jej miedzy nogami, po rękę głupiego Kaulitza, która bezwiednie leżała na jej tali...RĘKA KAULITZA NA JEJ TALII?! Dziewczyna momentalnie się zerwała z miejsca i obrzuciła Billa morderczym spojrzeniem. Ten wcale nie zareagował, tylko chytrze się do niej uśmiechnął i mocniej do siebie przycisnął. Przez jej głowę przeszła straszna myśl.. CO ONA DO CHOLERA ROBIŁA NA WPÓŁ ROZEBRANA W ŁÓŻKU RAZEM Z BILLEM? Spojrzała na swoje ubranie, które zdecydowanie wyglądało, jak po jakiejś szarpaninie. Bluzkę miała niedbale rozpiętą, już nie wspominając o pasku, który leżał koło jej nogi, i zamku od spodni, który był otwarty. Prześwietliła pomieszczenie bojaźliwym spojrzeniem i zatrzymała je na brunecie, który szczerzył się od ucha do ucha wodząc ręką po jej brzuchu. Zaczął muskać jej ramię i ucałował w policzek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emereth
Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/7 Skąd: Czwa
|
Wysłany: Sob 20:29, 13 Maj 2006 Temat postu: |
|
Łaaał...Heh...Chciałabym iść na imprezkę z Billem...Z Tomem...Z Guciem i Georgiem xP.O taaaak...Buahaha...Swoją drogą to bardzo jest interesujący ten wątek z Roxy...Baaaaaardzo. =].Czekam na dalszą część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dyta157
Dołączył: 14 Maj 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7
|
Wysłany: Nie 18:35, 14 Maj 2006 Temat postu: |
|
Jazda Ewuś! Dajesz kolejną część.Ile można prosić?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Wto 17:26, 13 Cze 2006 Temat postu: |
|
hehe./....wiec dodaję kolejną czesć
Przypomnienie poprzedniej notki...(to było tak dawno...xP)
Roxy niechętnie otworzyła jedno oko. Mruknęła z niezadowolenia, gdy słońce dochodzące przez okno raziło ją w jej oczy. Wtuliła twarz w miękką poduszkę, gdy poczuła, ze głowa jej pęka. Wiedziała, ze przesadziła odrobinę z alkoholem, ale nie, żeby aż tak...a może jednak? Westchnęła cicho i odgarnęła sobie kosmyk włosów z policzka. Wszystko wokół ją denerwowało. Począwszy od głośnego i donośnego chrapania osób, które leżały na podłodze w tym pokoju, przez nieporządnie zasłane łóżko, gdyż poszewka od kołdry walała się jej miedzy nogami, po rękę głupiego Kaulitza, która bezwiednie leżała na jej tali...RĘKA KAULITZA NA JEJ TALII?! Dziewczyna momentalnie się zerwała z miejsca i obrzuciła Billa morderczym spojrzeniem. Ten wcale nie zareagował, tylko chytrze się do niej uśmiechnął i mocniej do siebie przycisnął. Przez jej głowę przeszła straszna myśl.. CO ONA DO CHOLERA ROBIŁA NA WPÓŁ ROZEBRANA W ŁÓŻKU RAZEM Z BILLEM? Spojrzała na swoje ubranie, które zdecydowanie wyglądało, jak po jakiejś szarpaninie. Bluzkę miała niedbale rozpiętą, już nie wspominając o pasku, który leżał koło jej nogi, i zamku od spodni, który był otwarty. Prześwietliła pomieszczenie bojaźliwym spojrzeniem i zatrzymała je na brunecie, który szczerzył się od ucha do ucha wodząc ręką po jej brzuchu. Zaczął muskać jej ramię i ucałował w policzek.
C.DN
. Ze wszystkiego miał wielką satysfakcję. On, Bill Kaulitz może chodź trochę podenerwować Roxanne Stivens. Dziewczyna momentalnie chciała zerwać się z łóżka, lecz ciężka ręka brązowookiego, która kurczowo ją do siebie przyciągała, uniemożliwiła jej ten ruch. Spróbowała przypomnieć sobie jakieś fragmenty z tej nieszczęsnej imprezy...co się mogło wydarzyć? Czy on ją zgwałcił? Może grali w rozbieranego pokera? Próbowała się pocieszył, lecz tą myśl wykluczyła, gdy przypomniała sobie, że nawet nie umie w niego grać. Co ona robiła razem z nim w łóżku? ?? Kolejny zawrót głowy. Roxy jęknęła z bólu i bezwiednie opadła na miejsce koło zadowolonego Billa. Przypomniała sobie tylko moment, w którym młodszy Kaulitz zaciągnął ją do jakiegoś pomieszczenia...i...zaczęła się do niego lepić...Ona do niego? Była kompletnie pijana. Zaczęła się obawiać, czy czasem do czegoś nie doszło między nią, a Billem. Kolejna scena była taka, że brunet siłą wyciągnął ją z pokoju, gdy ta miała pocałować Kevina. Zaczęła się wydzierać, a potem oboje udali się do pokoju Billa, aby porozmawiać o tym incydencie.. niestety.. oboje nie byli w stanie...Zaczęli się namiętnie całować...a raczej pieścić. Brunet uważał usta Roxy za co najmniej nietykalną świątynie. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Blondynka ku jego zdziwieniu wcale się nie broniła przed jego rękami, które coraz śmielej błądziły pod jej bluzką. Kolejna migrena. Roxy zaczęła sobie przeklinać w duchu.
- O Boże! – krzyknęła i zasłoniła sobie dłonią usta. Irytowało ją wszystko! Nawet prezerwatywa, która leżała niedbale na drewnianej podłodze. PREZERWATYWA!!! - pomyślała i przeniosła załamany wręcz wzrok na Billa, który leżał nadal koło niej bez koszulki. Musnął jej policzek, i zamruczał. Dziewczyna pokręciła przecząco głową i wybiegła z pokoju, zakrywając dłonią usta. CO ONA NAJLEPSZEGO NAROBIŁA? CZY ONA...CZY ONA SPAŁA Z BILLEM KAULITZEM? Przecież oboje byli pijani...mogło dojść do wielu, nieporządanych rzeczy. Weszła do kuchni i wlała sobie szklankę zimnej wody. Wypiła całość duszkiem i bezradnie usiadła na taborecie przy stole. Po chwili do pomieszczenia doczłapał zaspany brunet, przeciągając się i drapiąc ręką po brzuchu. Obrzucił zirytowanym spojrzeniem ludzi, którzy leżeli rozsiani po całym domu. Na widok wkurzonej Roxy, momentalnie się rozweselił i do niej podbiegł.
- Jak minęła ci noc kotku? – zaświergotał, mocno obejmując ją ramieniem. Dziewczyna zmierzyła go groźnym spojrzeniem i z obrzydzeniem zdjęła z siebie jego rękę. Energicznie wstała z miejsca i podeszła do ściany. Oparła o nią głowę i zmrużyła oczy. Nie mogła sobie KOMPLETNIE NIC przypomnieć z tego, co miało miejsce tej cholernej nocy. Poszła do sypialni Billa . Potknęła się o kogoś, kto głośno pochrapując przytulał się do jakiejś inne dziewczyny leżącej razem z nim na podłodze. Prychnęła niedbale i z obrzydzeniem chwyciła żółtą, zużytą prezerwatywę. Ponownie skierowała się do kuchni, gdzie zastała rozbawionego i za razem dumnego z siebie Billa, który cały czas stał w przejściu. Oparł się o framugę i z porządaniem spojrzał na wkurzoną blondynkę.
- Co to kur*a ma znaczyć? I co to jest? – ryknęła i zaczęła wymachiwać mu przed nosem żółtym kondomem. Brązowooki nie mógł się powstrzymać. Miał nad nią tą przewagę, że ona, bezradna, nie wiedziała, do czego doszło tej nocy. On, ponieważ zachował odrobinę zdrowego rozsądku, nie pił tyle, co inni i dokładnie wszystko pamiętał. Mógł wszystko przekręcił, lub dokolorować.
- To jest prezerwatywa... Służy do zakładania na... – zaczął, ale dziewczyna przerwała mu głośnym jęknięciem. Potrząsnęła z niezadowolenia głową i dodała:
- Wiem co to jest prezerwatywa ty debsie. Pytam się tylko, co ona tutaj kurde robi!? – zawyła i ponownie pretensjonalnie spojrzała na ową rzecz.
- Po prostu impreza była udana.. – wyszeczrzył się. Westchnął z zadowolenia, gdy zobaczył przerażenie na twarzy blondynki. Ta biła się w myślach, czy ona.. czy ona uprawiała z nim seks... miała mętlik w głowie. Zaczęła się nieziemsko czerwienić i w końcu nie wytrzymała.. po prostu się rozpłakała.
- Czy ty płaczesz? – spytał czule i otarł jej mokre oko jednym, szybkim ruchem. Z jednej strony miał niesamowitą satysfakcję widząc zakłopotanie na jej twarzy, a z drugiej czuł się jak podła świnia. Przez niego ta niewinna dziewczyna płakała i przechodziła załamanie psychiczne. Chciał jej już wszystko powiedzieć, lecz do kuchni wparował zaspany Tom, również bez koszulki. Przyjrzał się bratu i Roxy, którzy stali przy blacie obejmując się. Chytrze się uśmiechnął i dodał niedbale:
- Ludzie domagają się czystych ręczników i czegoś do żarcia. – Bill wzruszył rękami i palnął:
- Impreza, to był twój chory pomysł, Radź sobie sam. – Tom machnął na nich ręką i wyszedł z obrażoną miną. Dziewczyna wykorzystał to, ze brunet zwolnił uścisk, w którym wcześniej była zamknięta. Wyślizgnęła się mu i wyszła z kuchni. Zaczęła energicznie podnosić zbite szkło, i resztki jedzenia z dywanu.
- Cholera.. – jęknęła, gdy zauważyła, że krwawi Szybko wstała i włożyła rękę pod zimną wodę. Skaleczyła się odłamkiem szkła, który dość boleśnie wbił się jej w dłoń. Bill, gdy się zorientował, co się stało, momentalnie do niej podszedł i zaczął wyjmować potrzebne rzeczy, aby opatrzyć ranę. Stanął za nią, i objął w talii. Chwycił jej dłonie i zaczął je podtrzymywać pod strumieniem wody.
- Przestań! Umiem sobie sama poradzić. – warknęła i zakręciła kran.
- Oj.. chciałem ci tylko pomóc, przepraszam! – syknął oburzony.
- Myślisz, że bez ciebie nie dałabym sobie rady poradzić nawet z jakimś głupim skaleczeniem? To, że nie wiem, co się stało tej cholernej nocy, nie daje ci żadnej przewagi! KUR*A KAULITZ ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! – ryknęła i zapłakana uciekła z kuchni.
- Poczekaj! – zawołał za nią, i chwycił Roxy za ramiona. Mocno nią potrząsnął i zaciągnął do swojego pokoju. Dziewczyna zaczęła się mu wyrywać, ale w końcu się zmęczyła i padła na łóżko.
- Wkurza mnie, że ty wiesz, co się stało i nie chcesz mi powiedzieć. Ja mam chorą wyobraźnię i zaczynam się siebie bać. .a już na pewno ciebie! Jesteś tak samo zboczony, jak twój brat! – wrzasnęła, lecz po tym zciszyła głos i grzecznie się wyprostowała. Nie mogła znieść tych ogników w oczach dumnego Billa.
- Uspokój się. –powiedział łagodnym głosem i pogładził ją po policzku. Roxy chciała już coś powiedzieć, lecz gdy zauważyła, że nic mądrego jej nie przychodzi do głowy, zamknęła usta i spoważniała na twarzy. Billowi zaczęły się przypominać wycinki z imprezy:
- Póść mnie Kaulitz...ała! Zostaw mnie.. – Roxy zaczęła się wydzierać i wyrywać z uścisku bruneta.
- Zamknij się dziewczyno! – zgasił ją i rzucił na łóżku. Roxy miała obłęd w oczach. Była kompletnie pijana, więc nawet nie wiedziała, co mówi,
- Czyż ty oszalała!? Dlaczego chciałaś rozbierać się, przed wszystkimi??! – ryknął.
- Bo taki miałam rozkaz...eee...graliśmy w puszkę, prawda? – powiedziała i wybuchnęła histerycznym śmiechem. Bill przewrócił oczami i dosiadł się koło niej. Zielonooka złagodniała na twarzy i kurczowo się do niego przytuliła. Brunet miał mętlik w głowie. Do czego to zmierza? Wiedział, ze ta drobna blondynka jest teraz niespełna rozumu, i...że może ją... wykorzystać? Zastanawiał się, czy byłoby to dobre rozwiązanie. Sam miał już trochę wypite, ale nie tyle, co ona. Mógł z nią zrobić wszystko, czego by tylko chciał. Miał wielką ochotę ją pocałować, przytulić.. a może nawet coś więcej? Odgarnął jej jasne włosy z szyi i zaczął ją całować. Błądził palcami pod jej bluzką. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i odchyliła głowę, aby dać brunetowi pełen dostęp do jej ciała. Lekko się uśmiechnął, gdy poczuł dreszcz na jej delikatnej skórze. Ona odwzajemniła ten gest i włożyła mu rękę pod koszulkę. Brunet bez zastanowienia położył się na blondynce i przycisnął ją do łóżka. Zaczął całować zielonooką po brzuchu. Ta tylko zachichotała i zdjęła mu koszulkę z torsu.
- Czy mam się czego wstydzić? – spytała ledwo słyszalnym głosem. Badawczo spojrzała na Billa, który tylko się wyszczerzył... Załamana spuściła wzrok i posmutniała.
- Kurde blaszka no! Czemu ja dałam się mu spić! – zawyła.
- Komu? – zainteresował się brunet.
- Jak to komu? Temu psycholowi! Tomowi! Jedno piwo... ta... dobre sobie! Potem zaczął się do mnie przystawiać...wrrr...- zirytowała się i ułożyła usta w dziwny grymas.
- A kto powiedział, że życie pięknej dziewczyny jest proste? – spytał i lekko ją szturchnął w ramie. Na jego twarzy można było ujrzeć tyle wrażeń i przeżyć. Na samo wspomnienie tej nocy, dostawał wypieków na twarzy. Ta Roxy...Ta pyskata dziewczyna jest taka...ahhh...
- Już sobie przypominasz? – zakpił, i mocno ją przycisnął do miękkiego łóżka.
Oparł się na łokciach, które położył po przeciwnych bokach zielonookiej i z satysfakcją jej się przyglądał, gdy ona sama biła się ze swoimi myślami. Wszystko zaczęło jej się przypominać. Każda chwila, każde słowo, każdy drobiazg...
-Już pamiętasz? – spytał Bill, uważnie na nią patrząc – Coś wątpię – stwierdził, nie czekając na jej odpowiedź.
-A jeśli się mylisz? – prychnęła, próbując zignorować jego poczynania. Coraz to śmielej zaczął gładzić przez materiał bluzki, czy też spodni, jej ciało, wyraźnie będąc zadowolony, że Roxy nie protestuje. Bo niby jak miała to robić? Leżał na niej całym ciężarem, całując ją po szyi i mocno trzymając. Praktycznie robiąc to, co mu się żywnie podoba.
-A jeśli nie? – oblizał wargi, którymi po chwili zaczął muskać jej ucho – Wtedy też mi się nie opierałaś – szepnął. Wyprostował się, chwycił jej nadgarstki i przyciągnął dziewczynę do siebie, co spowodowało, że okrakiem na nim usiadła. Przestraszona jego słowami i gestami, nie umiała nic sensownego powiedzieć, a co dopiero wykonać jakiś ruch.
- Może kiedyś ci powiem, co wydarzyło się tej nocy.. – wyszeptał jej do ucha. Na jej policzku pojawił się wyraźny rumieniec, który z każdym słowem i gestem Billa, stawał się coraz większy..
- Proszę, proszę.. Roxy Stivens się czerwieni! Urocze! – zakpił i zaczął gładzić jej podbródek kciukiem.
- Bill... – wymamrotała, gładząc go ręką po plecach.
Bill tylko niewyraźnie zamruczał. Nigdy nikogo tak bardzo nie pragnął, jak tej pyskatej dziewczyny. Zawsze się od niego odsuwała, bądź nawet biła. Teraz była zdana tylko na jego łaskę i humor. Coraz śmielej zaczęli się do siebie przytulać i pieścić. Nagle w drzwiach stanął wysoki, wysportowany chłopak, lekko opierając się o komodę. W ręku trzymał dwie puszki piwa i spytał:
- Nie przeszkadzam? – po czym położył alkohol na stolik i ulotnił się w pokoju. Bill prychnął, gdy usłyszał, że ktoś bardzo mocno rzuca czymś szklanym o ziemię.
- Eee....co to było? – spytała dziewczyna, podnosząc głowę z poduszki.
- Nic specjalnego...- dodał, i dokładnie w tym momencie drzwi uchyliły się i ktoś ze śmiechem wrzucił tam pewną żółtą, prezerwatywę.
- Bawcie się dobrze! – dodała postać, i wybuchnęła dzikim śmiechem. Bill pokręcił z niezadowoleniem głową, i ponownie położył się na Roxy.
Dziewczyna prychnęła niedbale i ruszyła bezwładnie głową. Nic to nie dało, bo brunet przycisnął ją całym swoim ciężarem. Obawiała się, że ten napaleniec Kaulitz ją zgwałcił. Pokręciła jednak przecząco głową i spojrzała mu ufnie w oczy. Myślała, że jego kojące spojrzenie trochę ją uspokoi, lecz zdecydowanie się myliła. Brunet tylko schylił się nad nią i ponownie musnął jej ucho.
Po wielu nieudanych próbach wyrwania się z objęć Billa, dziewczyna popchnęła go z całej siły na szafę i wbijając mu palec prosto w klatkę piersiową wycedziła:
- Odpowiedź mi tylko na jedno pytanie... CO SIĘ WYDARZYŁO TEJ CHIOLERNEJ NOCY!!?? – brunet wyszczerzył się od ucha do ucha i zrobił obojętną minę. Zaczął bawić się jej kosmykiem włosów. Roxy bardzo się zirytowała i wciągnęła donośnie powietrze do płuc.
Ciąg dalszy nastąpi (niebawem^^) Komentujcie!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emereth
Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/7 Skąd: Czwa
|
Wysłany: Wto 20:09, 13 Cze 2006 Temat postu: |
|
Łaaaał... Trochę się pogubiłam, ale to może dlatego, że boli mnie głowa xP. Coolersko ^^.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tear's_hunter
Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: z nieba xP
|
Wysłany: Śro 12:31, 14 Cze 2006 Temat postu: |
|
ooo... fajnie że to tutaj zamieściłaś..
tylko jakoś tak, gdybym dużo wcześniej tego nie przeczytała, nie zabrałabym sie do tego..
nie było mnie tu ze 2(lub 3) dni, a tu już 23 rozdział...
wątpie zeby wszyscy to czytali bo..
masz kochanie speeeeda na maaxa
inni nie nadążają, wieeessz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Śro 19:48, 14 Cze 2006 Temat postu: |
|
hehe...unter...xp. To opko tutaj jest od pra pra czasów... Już z pare miesięcy...xP. Tylko, że dopiero teraz dodaje kolejną częsć... może po prostu tego nie zauważyłaś, bo to tutaj jest już hoho....^^ i jakoś to czytają...xP (o dziwo...)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Nie 21:08, 25 Cze 2006 Temat postu: |
|
No to dodaję kolejną część ^^
24
Ponownie dotknął jej gładkiej szyi i przejechał jej palcem po ustach. Ta tylko tępo się zaśmiała i wbiła mu paznokcie w plecy. Bill wydał z siebie odgłos niezadowolenia, lecz nie odepchnął jej. Wręcz przeciwnie... Zaczął wodzić palcem po jej policzku, nosie. Z czasem zaczął całować każdy centymetr jej twarzy. Zjechał niżej, do szyi. Obdarzył ją niezliczoną ilością pocałunków. Roxy tylko co jakiś czas wzdychała lub pojękiwała. Jej ciało przeszedł dreszcze, gdy brunet zaczął całować jej dekold. Sama zaczęła gładzić go po policzku i delikatnie całować po twarzy. Chłopak zjechał niżej i zsunął jedno ramiączko z jej gładkiego ramienia. Spojrzał jej w oczy, jakby oczekiwał odpowiedzi. Ta tylko tępo się śmiała i piszczała. Nie była świadoma, co ona wyrabia. Bill dotknął palcem jej ust i zawahał się. Wolał nie narażać się Roxy... gdyby dowiedziała się, że pocałował ją w TO miejsce, na pewno nie byłaby zadowolona. Wolał kiedyś... w przyszłości.. po dobroci. Bezradnie opadł koło łóżka i zmrużył oczy. Gdyby chciał, mógłby ją pocałować, a nawet coś więcej. Nie łudźmy się.. CHCIAŁ, ale nie był aż taką świnią, żeby ją wykorzystać, bez jej wiedzy i świadomości. Nawet by go to niezadowoliło. Zaspokoił by swoją rządzę, ale to wszystko. A tu nie o to chodzi. Pocałował ją w czoło i ułożył się grzecznie koło niej i mocno ją przytulił.
- A więc..? – westchnęła i pogroziła mu palcem. – Powiesz mi w końcu, czy już mam lecieć do apteki po test ciążowy!? – zawyła, a oczy niebezpiecznie się jej zaszkliły.
- Do niczego nie doszło... – dodał spokojnie i spuścił wzrok. Roxy z niedowierzaniem zamrugała oczami i otworzyła oczy.
- Nadal jesteś dziewicą. Nawet cię nie pocałowałem... Tu nie o to chodzi ... – dodał i wyraźnie posmutniał na twarzy. Blondynka była w ewidentnym szoku.
- Roxy? Eeee.... widziałaś gdzieś moje buty? – spytała Natasha, przyjaciółka zielonookiej.
- Tak. Są pod schodami... - odpowiedziała beznamiętnie i spojrzała czule na przyjaciółkę. Gdy wychodziła z kuchni, powiedziała do Billa:
- Dzięki. – po czym się uśmiechnęła i delikatnie zamknęła za sobą drzwi
- Eee... Bill, nie chce ci przeszkadzać, ale dzisiaj mamy .... szkołę? – zagadnął Tom, bezczelnie wyrywając brata z rozmyślań.
- Ja pieprze... faktycznie.. – wydukał, i opuścił kuchnię. Odetchnął z ulgą gdy się zorientował, że goście się rozchodzą. Biegał jak oszalały po domu, aby pooddawać im zguby i rozbudzić co poniektórych.
- Tom! Pomógłbyś mi... a nie...KURDE TOM! WYŁĄCZ TEN TELEWIZOR! – zawył Bill, morderczo spoglądając na blondyna. Ten niechętnie wykonał daną czynność i zaczął żegnać się z gośćmi.
- Impreza była super! Kiedy kolejna? – słyszał co jakiś czas. Ludzie wychodząc klepali go po plecach, bądź niektóre dziewczyny ucałowały go w policzek. Nie, żeby mu to przeszkadzało czy coś, ale zdziwił się, że w tak krótkim czasie zyskał sobie tak dobrą opinię wśród rówieśników.
- Masz bardzo miłą, i uczynną siostrę.. – powiedział pewien wysoki, wysportowany brunet, zalotnie uśmiechając się do rumieniącej się dziewczyny. Poklepał Toma po plecach. Trochę go wcięło na te słowa.
- Zaraz! Moment! Jakiej siostry!? – zawołał za nim, lecz chłopak już gdzieś sobie poszedł. Wzruszył ramionami i ponownie żegnał gości. Niektórzy byli bardzo smętni po tak dużej dawce alkoholu, a inni wręcz przeciwnie. Nadmiernie pobudzeni i ożywieni.
- Muza była ekstra! – powiedziała jakaś niska, brązowowłosa dziewczyna, zalotnie uśmiechając się do Billa, który na moment podszedł do brata. Ten zrobił zdezorientowaną minę, i odwzajemnił ten gest. Porozumiewawczo spojrzał na Toma, który ledwo stał. Trzymał się za brzuch i histerycznie śmiał.
- Daruj sobie... – skarcił go brunet, kierując się w stronę Roxy. Na jego widok dziewczyna momentalnie spuściła wzrok i zaczęła panicznie szukać sobie jakiegoś zajęcia. Chłopak jednak nie dał za wygraną i podszedł do niej. Gdy blondynka poczuła jego zapach i oddech na swojej skórze, momentalnie zakręciło się jej w głowie. Teraz, wydawał się jej taki bliski, lecz nadal żywiła do niego uraz.
- Idziesz dzisiaj do szkoły? – spytał pośpiesznie Bill, widząc zakłopotanie na twarzy zielonookiej.
- No wiadomo. Ty też powinieneś. Będziesz dzisiaj pytany z matematyki. O której wraca wasza mama? – spytała.
- Cholera... – zawył brunet, i przetarł ręką oczy. Donośnie ziewnął, po czym nieśmiało spytał:
- Pomożesz nam doprowadzić dom do stanu używalności? - Roxy po raz pierwszy nie wiedziała, jak zareagować i odpowiedzieć. Wydała z siebie tylko niepewne „yhm” i skierowała się w stronę kuchni. Nie chciała z nikim gadać, a już na pewno nie z Billem. Za dużo przeżyć, jak na jeden dzień, a właściwie noc. Nie była pewna, co do słów Billa. Czy oni naprawdę tylko się do siebie przytulali? Czy widział ją nago? Na samą tą myśl oblała się szkarłatnym rumieńcem. Brunet to zauważył i zaśmiał się pod nosem. Roxy wyjątkowo złagodniała. Nie pyskowała, nie krzyczała. Można by pomyśleć, że jest całkiem normalną, przeciętną dziewczyną. Ale jednak nie...
- KURDE! – zawołała, i ruchem ręki przywołała do siebie Toma, który odszedł na moment od drzwi. Podszedł do Roxy i spojrzał na nią wyczekująco.
- Co się stało? – spytał po chwili.
- Czy te drzwiczki zawsze tak wyglądały? – syknęła i wskazała palcem małe, drewniane drzwiczki od szafki z naczyniami. Były wyhaczone z zawiasów i ledwo się na nich trzymały. Prześwietlili wzrokiem pomieszczenie, i dopiero teraz do nich doszło, że po balandze został kompletny syf. Na podłodze walały się paczki po papierosach i kawałki potłuczonego szkła. Gdzieniegdzie były całe butelki po piwie, oraz puszki. Poszli do pokoju, gdzie na środku leżał wysypany i połamany kosz na śmieci. Meble były porysowane i pobrudzone kechupem. Komputer był w śladach po szmince, a w łazience unosił się zapach wymiocin.
- Cholera... matka nas zabije! – zawył blondyn i zawołał Billa, który spiesznym krokiem do nich podszedł. Gdy przyjrzał się stanowi pokoju, zareagował tak samo, jak oni. Zaklął pod nosem i rzucił się na kanapę.
- O której będzie mama? – spytał w końcu Tom, przerywając głuchą ciszę.
- Około 9.00 ...spoks. Mamy jeszcze trochę czasu.... – odparł Bill, spoglądając na pomieszczenie z obrzydzeniem.
- E...eee... nie chce nic mówić, ale macie tylko pół godziny.. – wtrąciła Roxy, odwracając się na pięcie.
- Moment! Nie pomożesz nam? - spytał błagalnie Tom i objął ją ramieniem. Dziewczyna napotkała wzrok Billa, co ją dostatecznie usatysfakcjonowało.
- Pomogę. – dodała i szczerze się uśmiechnęła. Wszyscy zabrali się do roboty. Bill chwycił szmatę i płyn do drewna, Tom odkurzacz, a Roxy zaczęła zmywać naczynia. Uwinęli się w 40 minut, po czym dumnie rozsiedli się w salonie. Zadzwonił telefon Toma:
- Halo? – spytał pośpiesznie.
- Cześć kochanie! Tu mamusia. Jestem teraz u kosmetyczki. Nie wiem, o której będę. Pościelcie dla mnie łóżko, bo jak wrócę, to od razu idę spać. Jestem padnięta po pracy. Czy ty wiesz, czego oni od nas chcą? Mam namalować duży projekt nagiej kobiety! Bez przesady! – powiedziała. Tom odsunął słuchawkę od ucha i posłał reszcie porozumiewawcze spojrzenie. Jego matka ciągle coś nawijała, a on wcale tego nie słuchał. W końcu grzecznie się pożegnał i rozłączył. Otarł pot z czoła i powalił się na sofę.
- Mamy jeszcze nie ma, będzie później..., ale do szkoły trzeba iść.. – dodał po chwili.
- No to nara – powiedziała Roxy i podniosła się z kanapy. Skierowała się w stronę drzwi i bez słowa wyszła. Bliźniacy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, po czym zaczęli się pakować do tego nieszczęsnego budynku edukacji...
Po paru minutach byli już gotowi. Nawet pościelili matce łóżko i wysprzątali dom na cacy. Po jakimś czasie znudzeniu opuścili go. Szli sobie chodnikiem nie zwracając na nikogo uwagi. Bill panicznie starał sobie przypomnieć coś z matmy, ponieważ wiedział, że Henderson mu nie odpuści, i może być nieciekawie.
- Co to są te jednomiany? – spytał nerwowo brata, który tylko wzruszył ramionami.
- Skąd mam wiedzieć? Przecież nie było mnie na tej lekcji łosiu.. – warknął i mocniej wcisnął ręce w kieszenie.
W końcu machnął ręką i przyspieszył kroku. Brat dołączył do niego i tym sposobem o wiele za wcześnie doszli do szkoły. Tom poszedł już pod klasę i to samo doradził Billowi, aby powtórzył sobie jeszcze trochę z matmy. Ten jednak przecząco pokiwał głową i uparł się, że do owej lekcji ma jeszcze czas, i, że zdąży. Tymczasem wolał wyjaśnić wszystko z Roxy i pójść po coś do picia... (ma się tego kaca..:pp). Już z daleka zauważył wkurzoną, drobną blondynkę, która wydzierała się na korytarzu na koleżankę, bo wylała na jej plecak resztki JEJ napoju. Głowa jej pękała z bólu. Była jeszcze na dodatek zła na Billa, że tak długo ją podpuszczał Zaklnęła donośnie i soczyście, po czym cała naburmuszona skierowała się do sklepiku po jakiś napój. Zamrugała oczami, gdy ujrzała postać wyszczerzonego i dobrze znanego już bruneta, który właśnie kupował dla siebie i dla Toma dwa, duże Redbulle.
- KURDE MOL – jęknęła Roxy, gdy uświadomiła sobie, że zapomniała wziąć z domu portfel. Zaraz po tej nieszczęsnej imprezie popędziła do chaty, szybko się przebrała i odświeżyła. Nie zdążyła nawet nic zjeść, a już nie wspominając o zażyciu tabletki od bólu głowy... Posłała Billowi urażone spojrzenie, jakby to on był wszystkiemu winny. Ten tylko czule się do niej uśmiechnął, na co blondynka chciała już coś mu odpyskować, lecz ugryzła się w język. Chwycił ją delikatnie za rękę i podał jedną puszkę. Ta nieufnie na niego spojrzała, lecz już po chwili łapczywie połykała smaczny, idealnie schłodzony napój. Pociągnął ją za sobą do stołówki. Stanęli przy kasie.
- Jesteś głodna? Prawie nic nie jadłaś.. – dodał cicho i pogłaskał ją po policzku. Ta momentalnie się oburzyła i prychnęła.
- Poradzę sobie! – fuknęła i zaczęła nerwowo szukać drobnych po kieszeniach. W końcu uległa maślanym oczom bruneta i pozwoliła sobie kupić śniadanie. Usiedli razem przy stoliku i spojrzeli sobie w oczy. Roxy nie mogła znieść tych ogników, które co jakiś czas przenikały ją i przyprawiały o dreszcze. Spuściła wzrok i ugryzła kanapkę.
- No to czemu miałam rozpięty rozporek i bluzkę? – spytała z pełnymi ustami, co wywołało dziwny grymas na twarzy czarnowłosego.
Pokiwał głową na znak, że nie wie, o co jej chodzi. Dziewczyna nieco głośniej i dobitniej to samo powtórzyła, lecz już po chwili tego pożałowała, gdy uczniowie zainteresowali się i pytająco na nich spojrzeli. Ułożyła usta w dziwny grymas i groźnie uniosła się z siedzenia, na co uczniowie ponownie zajęli się swoimi słowami. Spojrzała morderczo na rozbawionego Billa, który cały trząsł się ze śmiechu. Trzepnęła go w ucho i lekko się zarumieniła. Chciała ponownie powtórzyć pytanie, lecz brunet przerwał jej i z dziwnym uśmieszkiem powiedział, że już to słyszał.
- No więc? – syknęła i dopiła resztkę napoju, głośno przy tym siorbiąc. Brunet z niezadowolenia pokiwał głową i powiedział.
- Nie moja wina, że chciałaś się rozbierać przed wszystkimi... – dodał i lekko się zaśmiał, widząc zmieszanie na jej twarzy. – uratowałem cię przed obciachem.
- Uważasz, że wyglądam obciachowo?! – ryknęła i zaczęła histerycznie machać rękami, co spowodowało, że jej taca wraz z naczyniami wylądowała na ziemi. Miała dość takiego zachowania Billa. Nie wiedziała, czy on ściemnia, czy może jednak nie... W końcu posłusznie usiadła i odchrząknęła:
- Jak to rozebrać? – spytała ledwo słyszalnym głosem.
- Graliście w butelkę. Wcale nie protestowałaś, gdy miałaś zdjąć spodnie i koszulkę. Nawet zdjęłaś pasek i rozpięłaś rozporek! Lecz ja, dzielny Bill Kaulitz wparowałem do sypialni Toma i uratowałem cię, ciągnąć siłą do mojego pokoju... – dodał i dumnie wypiął pierś.
- Żeby mnie zgwałcić zboczeńcu! – zawyła, i wstała z krzesła. Opanowała się jednak i pozbierała szkło koło swojej nogi, po czym ze skruchą oddała tacę na zaplecze stołówki. Bill bezmyślnie wstał i poszedł za nią. Odwrócił ją w swoją stronę i przycisnął do ściany. Zastawił jej ręką drogę ucieczki. Chciał po prostu wszystko wyjaśnić i zapomnieć o tej nocy.
- Zostaw mnie w spokoju – syknęła i spróbowała się mu wyrwać. Bezskutecznie..
- Może po prostu usiądziesz i pogadamy jak cywilizowani ludzie? – zaproponował z nutką sarkazmu i wskazał jej wzrokiem niewinny, biały stolik przy oknie, za którym rozlegał się piękny widok, ich ukochanej szkoły.. Blondynka posłusznie przytaknęła. W końcu lepsze to, niż urządzanie scen na środku stołówki. Nerwowo spojrzała na duży, solidny zegar na ścianie i przygryzła nerwowo wargę. Wreszcie jednak usiadła przy stoliki i oparła ręce o blat.
- Powinnaś być mi wdzięczna, że uratowałem cię przed takim poniżeniem. Nic nie mów! Nie widziałem cię nago...chociaż.. – dodał i szyderczo się wyszczerzył, wywołując przy tym kolejny atak histerii u zielonookiej. Jak zwykle, ucierpiały przy tym tylko naczynia... W końcu opanowała się i zaczęła ciężko oddychać.
- Nienawidzę cię! – wydusiła i odwróciła się na pięcie. Wybiegła ze stołówki nie zwracając na nikogo uwagi.
- Poczekaj! – krzyknął za nią, lecz Roxy już dawno nie było. Sam nieco zdenerwowany dokończył śniadanie i zapłacił za obojga. Poczłapał pod sale, gdzie zastał Toma, który jadł właśnie chipsy.
- Weź skiknij się po Redbulla, ok.? – poprosił Billa, który tylko prychnął.
- Aha. Rozumiem aluzję. Masz mnie gdzieś. Chcesz też? – spytał po chwili, częstując brata chrupkami. Ten przecząco pokręcił głową i spuścił wzrok. Reszta przerwy dobiegła podobnie.
W końcu przyszła nauczycielka i musieli wejść do klasy. Miała być teraz lekcja biologii. Bill całkowicie olał sobie szkołę. Tom poniekąd też, lecz zachował resztki rozsądku. Spojrzał na wkurzoną Roxy i na Billa, którzy znacznie się na siebie gapili. Co jakiś czas prychali, lub odwracali się do siebie tyłem. Lekcja dobiegła końca, więc uczniowie wyszli z sali.
- Roxy? – Tom zaczął niepewnie, chwytając dziewczynę za ramię. Ta szybko się odwróciła i nie patrząc na niego palnęła:
- Zostaw mnie ty debsie... – po czym otworzyła jedno oko i jeszcze bardziej się wkurzył, a gdy zobaczyła, że to nie Bill, tylko jego głupi brat.
- Czego chcesz? – fuknęła, przyspieszając kroku.
- Pogadać.. – odparł arogancko. Zaszedł jej drogę i dobitnie powiedział:
- O co wam chodzi? Co zaszło między wami na tej imprezie? Bo chyba o czymś nie wiem.. Rano widziałem was, jak macacie się w kuchni na stole, a teraz udajecie wielce obrażonych.. Gorzej, niż jakieś stare małżeństwo! – skomentował.
- My wcale nie udajemy – ucięła sucho i momentalnie skręciła w prawo, żeby udać się pod salę matematyczną.
- No to o co do cholery chodzi? – zawył blondyn i bezradnie machnął ręką.
- Nie twoja sprawa! – odburknęła i wręcz zaczęła biec w stronę klasy.
Podeszła do swojej przyjaciółki Natashy i zaciągnęła ją do damskiej toalety, aby się wreszcie komuś wypłakać. Rudowłosa dziewczyna tępo patrzyła na Roxy i bezradnie podawała jej co jakiś czas całe opakowania chusteczek higienicznych. Ta pociągała nosem i w końcu uwiesiła się jej na szyję. Obie zaczęły szlochać, jak małe dzieci. Nawet nie wiedziały czemu. Po prostu dla blondyny było zdecydowanie za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.
- .... no i potem powiedziałam dziękuję, chociaż najchętniej trzasnęłabym go najbliższą miotłą na opamiętanie. Bezczelnie mnie podpuszczał i okłamywał! Jak on mógł! – dodała, gdy opowiedziała już całe zdarzenie. Natasha przytuliła ją mocno i cicho szepnęła, że wszystko będzie dobrze...
Przepraszam, ze nie pogrubiłam fragmentów "wspomnień". Tak jakoś wyszło...xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tear's_hunter
Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: z nieba xP
|
Wysłany: Śro 16:54, 28 Cze 2006 Temat postu: |
|
Nena napisał: |
- Ta Roxy ewidentcie (uwaga, nowe słowo), wpadła mu w oko. |
czy to nowe słowo nie miało brzmieć: "ewidentnie"?
znalazłam jeszcze kilka literówek...
hmm.. sama nie wiem.. kochanie, coś mi sie wydaje że wena ci podupada xD
wczoraj zerwałam sie o 2 w nocy -- miałam wene i napisałam kolejną piosenkę po angielsku xD
i chyba o to tu chodzi, a nie pisać 5 opowiadań i jednopartów na siłe.
dziękuję za uwagę.
i tak cie kocham :*[/url]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Wto 17:38, 18 Lip 2006 Temat postu: |
|
Ups. Źle dodałam częśći, ale nikt się nawet nie zorientował. Uff....xD
Teraz dodaję kolejną część
- ....Mam nadzieję, ze wszystko będzie dobrze. Najbardziej wkurza mnie to, że ja nie wiem, czy on na pewno mówił prawdę. Nie wiesz, jaki on jest... – westchnęła i donośnie wydmuchała nos.
- Oj przestań! Na pewno powiedział ci prawdę. Gdyby do czegoś doszło, na pewno by się już wszystkich pochwalił... ten typ tak ma – ucięła Natasha i wyprowadziła Roxy z łazienki. Ta wzięła parę głębokich wdechów i powędrowała pod swoją klasę, gdzie zastała niezłą zadymę. Bill leżał na ziemi i coś jęczał, a Tom stał jak ciołek z otwartą buzią i zakrwawionym nosem. Między nimi stał pan dyrektor i chłopak, który żewnie przeklinał i wytykał Kaulitzów palcami. Blondynka podeszła, aby lepiej przyjrzeć się całemu zajściu.
- O co wam poszło!? Jaka jest ta dzisiejsza młodzież! Bijecie się o byle co! – wrzeszczał pan Stamb i groźnie gestykulował rękami.
- To nie nasza wina! To wszystko przez tego Nicka!!! – wrzasnął Bill, usiłując wstać z podłogi. Jęknął, gdy poczuł przeraźliwy ból w kręgosłupie i żebrach. Zacisnął mocniej zęby i podszedł do Toma, który usiłował zahamować krwotok z nosa. Pan Stamb ze zrezygnowaniem pokręcił głową i odszedł mrucząc coś pod nosem w stylu:
- Ah ta dzisiejsza młodzież. Co mi odbiło, żeby zostać dyrektorem? PRZYJDĘ TU ZARAZ I MACIE MI SIĘ POGODZIĆ! DOSTANIECIE UWAGI PISEMNE I ZAWIADOMIENIA DLA RODZICÓW! CZY TO JASNE??! – dodał już trochę głośniej, kierując się w stronę swojego gabinetu.
- Zajebiście.... – warknął starszy Kaulitz dotykając ręką wargi aby sprawdzić, czy czasem i tam nie krwawi. Bill chciał już ponownie rzucić się na Nicka, lecz Roxy podeszła do niego i w porę go powstrzymała. Spojrzała mu wymownie w oczy i pogroziła przecząco palcem.
- Nie – powiedziała cicho, lecz zdecydowanie. Popchnęła Billa na ławkę i to samo zrobiła z Tomem. Nick nie dał ze sobą nic zrobić, toteż stał jak taki debs na środku korytarza.
- ROZEJŚĆ SIĘ!! –ryknęła dziewczyna do gapiów, którzy z zaciekawieniem przyglądali się całemu zajściu. Ci wydali z siebie głuche pomruki niezadowolenia, lecz po chwili wszystko wróciło do normy.
- O co poszło? – zielonooka spytała nieśmiało bruneta, który nerwowo mierzył ludzi wzrokiem. W końcu zatrzymał go na Nicku i prychnął:
- Bo on obrażał naszą matkę i rodziców... – rzucił dobitnie i zmarszczył brwi. Roxy trochę wcięło, ale zachowała pozory kompletnie poważnej. Nie chciała bawić się w żaden sąd, toteż tylko powiedziała:
- W to, to ja już nie wnikam. Radźcie se sami. – po czym wstała z ławki i szybkim krokiem odeszła. Bliźniacy posłali jej „pożegnalne” spojrzenie i skierowali się w stronę Nicka. Był to wysoki szatyn o szarych oczach i dość mocno zarysowanej drugiej bródce.
- Dlaczego powiedziałeś, że mamy współczuć swojej matce, że ma takich synów? – syknął Tom, wyginając ręce w ten sposób, ze aż chrząstki mu chrupły.
- Bo to prawda... – zaśmiał się szatyn i usiłował odwrócić się w przeciwną stronę, lecz Bill złapał go za rękaw i wrogo spojrzał mu w oczy.
- Nazwałeś naszą matkę TANIĄ DZIWKĄ, a to nie było miłe – wysyczał i gniewnie zmrużył oczy. Tom dzielnie stanął za bratem i głupio się szczerzył. Oczywiście nie zrozumiał powagi sytuacji...
- Mogę mówić, jak mi się podoba! – krzyknął Nick i dał krok w przód. – nic na to nie poradzę, ze wasza matka ma takich głupich synów i, ze puszcza się z każdym! – warknął. Tego było już za wiele. Przecież on nawet nie widział Pani Kaulitz, a miał czelność ją obrażać! Tu chodziło o rozgniewanie i wyprowadzenie z równowagi bliźniaków, co z resztą mu się udało.
- Chłopcy! Przestańcie! Bójka to nie rozwiązanie! – usłyszeli donośny głos dyrektora, który najwidoczniej biegł, bo nie mógł łapać tchu. – te schody to człowieka mogą wykończyć, prawda? – zażartował Tom, lecz gdy Bill szturchną go w ramie, momentalnie umilkł i przestał się szczerzyć.
- Z niektórymi po prostu nie da się normalnie rozmawiać i dojść do porozumienia – warknął brunet i dobitnie wskazał palcem na Nicka, którzy chciał już coś odpowiedzieć, ale gdy stwierdził, że w sumie nic inteligentnego i godnego uwagi nie przychodzi mu do głowy, po prostu się zamknął i mruknął coś w stylu : „jeszcze zobaczymy...”.
- Bądźcie tak dobrzy, i podyktujcie mi wasze numery domowe... Muszę zadzwonić do waszej matki, a szczerze, to nie chce mi się wracać po dziennik... Jak tego nie zrobicie, to niestety, ale będę musiał się aż do pokoju nauczycielskiego pofatygować.. – jęknął i zachęcająco potrząsnął długopisem. Podsunął Tomowi kartkę pod nos i kazał spisać swój domowy numer. Już chciał o to samo poprosić Billa, ale uświadomił sobie, że to bracia, i, że mieszkają razem... Potem podał notatnik Nickowi, który niechętnie napisał jakieś cyferki.
- Jeszcze kierunkowy... – zakpił Bill i wskazał palcem puste miejsce przed numerem. Szatyn prychnął i dopisał kolejną liczbę.
- Telefonu możecie się spodziewać dzisiaj, albo najpóźniej jutro! – powiedział pan Stamb i poczłapał do swojego gabinetu dumny, że udało mu się „rozwiązać” jakąś sprawę.
- Frajer... – mruknął zniechęcony Tom, szturchając Nicka w ramie. Posłali sobie wyzywające spojrzenia i poszli pod klasę.
Miała być teraz lekcja matematyki, co łączyło się z PYTANIEM!! Bill nerwowo przygryzł dolną wargę i głośno przełknął ślinę. Uświadomił sobie, że zamiast uczyć się z Roxy, wolał ją dręczyć i okłamywać. Wszedł niechętnie do klasy i usiadł w ostatniej ławce. Do sali weszła tęga, lecz wysoka kobieta, uczesana w starannego koka. Mamrotała coś pod nosem i ciężko dyszała. W końcu usiadła na krześle i donośnie westchnęła. Spojrzała na dziennik i zapisała w nim temat obecnej lekcji. Zmierzyła klasę znudzonym wzrokiem i zdjęła sobie okulary z nosa. Zaczęła je czyścić szybkimi, lecz zdecydowanymi ruchami.
- To kto dzisiaj odpowiada? – spytała, gdy humor już trochę jej wrócił. Otworzyła swoją listę uczniów i powędrowała w wzdłuż niej swoim długim paznokciem.
- Kelly Smith! – powiedziała i prześwietliła klasę spojrzeniem, aby odszukać ową uczennicę. Ta tylko się skurczyła na krześle i nerwowo się zaśmiała. Pani Henderson miała już ją poprosić do tablicy, gdy zadzwoniła jej komórka. Zaczęła gorączkowo przepraszać klasę za ten „niekontrolowany, i nikczemny występek”, lecz już po chwili wybiegła na korytarz.. Po paru minutach wróciła i zastała klasę rozbestwioną i niekompletną. Niektórzy po prostu nie wytrzymali nerwowo i opuścili ową lekcję matematyki. Nauczycielka przewróciła oczami. Ludzie spodziewali się wielkiego wybuchu złości z jej strony, ale ta tylko krzywo się uśmiechnęła i powiedziała:
- Jak kocha, to wróci... – klasa nerwowo i niepewnie się zaśmiała, po czym wszyscy wyprostowani i poważni zasiedli na swoje miejsca.
- No to co z tym pytaniem? Wiecie... dzisiaj nawet nie mam ochoty was męczyć. Mam taki dobry humor przez ten telefon do mnie, że chcę się i z wami dzielić radością! Otóż moi drodzy dzwoniła moja siostra... a raczej jej mąż... ZOSTAŁAM CIOCIĄ!! – ryknęła i zaczęła skakać po klasie. Uczniowie posępnie na nią spojrzeli i wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem. Pani Henderson myślała, że śmieją się Z NIĄ, A NIE Z NIEJ.. W końcu odchrząknęła i dostojnie usiadła przy biurku. Bill nerwowo zaciskał zęby w obawie, że przypomni się jej, iż miała go odpytywać. Unikał z nią kontaktu wzrokowego i wpatrywał się z niebieskie kratki w zeszycie.
- Możesz się już uspokoić. Nie odpytam cię... masz być przygotowany na jutro! NIE PODARUJĘ CI KAULITZ!! - dodała po chwili i sztucznie się zaśmiała. Brunet wypuścił powietrze z płuc i nieco się rozluźnił. Nadal jednak starał się nie zwracać na siebie uwagi nauczycielki. Wreszcie lekcja się skończyła i wyszedł z klasy z wyraźną ulgą. Podszedł do niego tom i z głupkowatym uśmieszkiem komentował całe zajście na lekcji. Bill co jakiś czas prychał i kręcił z irytacją głową.
Kolejną lekcją był jakże znienawidzony w-f. Wykończeni wparowali do szatni, aby przebrać się w `normalne` ubrania. Uczniowie byli dla nich już odrobinę milsi, szczególnie po tej imprezie. Niektórzy nawet mówili im `cześć` i szczerze się uśmiechali. To dużo znaczyło dla bliźniaków.
Kaulitzowie wyszli ze szkoły i spotkani tam Gustava i Georga. Cała czwórka powędrowała do sporego busa. Spotkali w nim roześmianego i dumnego z siebie Jacka, który ruchem ręki poganiał ich. W końcu zamknął drzwi i odpalił silnik. Tom przylepił się do szyby. Dosłownie pożerał wszystkie dziewczyny wzrokiem. Aktualnie patrzył się na wysoką , opaloną (solarium robi swoje..) dziewczynę o zniszczonych prostowaniem włosach. Głupkowato się uśmiechała do jakiegoś kolesia i biegła na swoich cud miód i orzeszki różowych, oczojebnych (!) szpilkach. Bill spojrzał na brata z politowaniem i parsknął:
- Bo ci tam język przyrośnie... – Georg cicho się zaśmiał i włączył swojego discmana. Odchylił głowę do tyłu i zmrużył oczy.
- Długo będziemy jechać? – spytał Gustav, wypluwając za okno gumę do żucia. Jack zwolnił lekko i odwrócił się w ich stronę
- Jeszcze jakieś 15-20 minut – Kierowali się do klubu miejsckiego „Flores”, gdzie mieli zagrać minikoncert. Byli bardzo podekscytowani, chodź starali się to wzajemnie ukryć. Bill niepewnie szturchnął Gustava.
- To co robimy z Georgiem i Jess? – szepnął. Gusti zrobił zirytowaną minę.
- ... zwariowałeś?? Chcesz, żeby to usłyszał? – syknął. Bil, chcąc udowodnić, ze Georg już dawno słodko śpi, przejechał mu ręką przed oczami i donośnie pstryknął palcami. W końcu wrzasnął mu do ucha:
- Śpisz?? !!
- Yhym... – wyjąkał, lekko pochrapując. Gustav spojrzał na bruneta z politowaniem i oddalił się do niego na siedzeniu, miażdżąc przy tym Toma.
- Ja cię nie znam y psycholu! – zażartował
- No co?? A NIE mówiłem? Śpi, jak zabity! – wyszczerzył się Bill i wskazał palcem na śpiącego kolegę. Gustav chciał już wyjaśnić zdezorientowanemu czarnowłosemu, ze skoro odpowiedział, to logiczne, że jeszcze nie usnął, ale widząc dziecięcy wyraz radości na jego twarzy, darował sobie.
- To tu... – powiedział Jack i zatrzymał samochód. Wskazał ręką na dość nietypowy budynek. Chłopcy wyobrażali go sobie zdecydowanie bardziej. Z zewnątrz wyglądał jak zwykła kamienica, ale już sam kolor i `fikuśny` kształt zasłon, oraz wycieraczek wskazywał, ze to miejsce na pewno jest nietypowe. Wydali z siebie głuche pomruki podziwu i skierowali się do bramkarza. Po krótkiej odprawie zostali wpuszczeni do środka. Szczęki im opadły, gdy zobaczyli jaskrawe, pomarańczowe ściany i wypasiony bar. Dla nich i tak najważniejsza był scena, na której mieli niebawem wystąpić.
- Panowie zostawią kurtki... – zachęcająco powiedziała młoda, szczupła szatniarka, puszczając Gustavowi oczko. Chłopaka kompetnie to zdezorientowało. Nie wiedział, jak zareagować, toteż głupkowato się wyszczerzył i odwzajemnił jej gest. Ta zalotnie oblizała swoje wargi, na co szatynek wydał z siebie jęk przerażenie i przyspieszając kroku wręcz dobiegł do reszty grypy.
- Nie, to nie! – krzyknęła dziewczyna, ciskając numerkiem w marmurowy blat. Załamała ręce i oparła brodę o ręce. Gdy byli już wszyscy razem, wyszli z hollu i skierowali się na parkiet. Nie byli za dobrze w tańcu. Jedynie Gustek jako tako radził sobie z ową czynnością. Spojrzeli na niego porozumiewawczo, a ten tylko przecząco pokiwał głową. Trochę wyżej na specjalnym podwyższeniu znajdowała się jeszcze niekompletnie złożona scena. Ludzie ze słuchawkami biegali wkoło niej wzajemnie się irytując i denerwując. W końcu podszedł do nich pewien wysoki mężczyzna i zaprowadził ich za zaplecze.
- Niech to robi, za waszą pseudogarderowę.. – zaśmiał się szyderczo i wskazał ręką obskórny kąt. Billa, nawet to nie wyprowadziło z wyśmienicie dobrego humoru. Wyjął komórkę i położył nogi na ławę. Ktoś zwrócił mu uwagę, ale ten nie odrywając wzroku od wyświetlacza wzruszył tylko ramionami i nie wykonał polecenia.
- Do występu jeszcze godzina! Za pół wpuszczamy już ludzi.. – zakomunikował owy wysoki mężczyzna i momentalnie wyszedł z ich `garderoby`. Miał sporo roboty, bo był menagerem klubu. Musiał wszystko dopilnować i sprawić, żeby ten wieczór był niezapomniany dla klubowiczów. Szczerze, to wcale nie chciał tutaj tego całego Tokio Hotel, ale zgodził się ze względu na Jacka, którzy był, a raczej jest jego dobrym przyjacielem i na fakt, ze szef kluby, z niewyjaśnionych powodów bardzo nalegał. Po chwili ponownie udał się do chłopców i jakby od niechcenia powiedział:
- Rozejrzyjcie się tutaj. Zawołam was, kiedy będzie wasza kolei. Najpierw będzie piętnasto minutowa próba, potem próba Gossip, i występ. Wy gracie pierwsi, potem ten drugi zespół....
- Jaki DRUGI ZESPÓŁ? - zainteresował się Tom, obrzucając mężczyznę wyczekującym spojrzeniem.
- Chyba nie myślicie, że aż tak wam ufam, że zostawię dzisiejszy koncert tylko na waszą odpowiedzialność! Mamy jeszcze inny zespól, równie nieznany, jak wasz... Najpierw ty, potem oni ... – mruknął i już ostatecznie wycofał się z ich `garderoby`. Chłopcy tylko wzruszyli ramionami i rozsiedli się na sofię. Tom podszedł do Billa i zagadnął:
- Jak było wczoraj w szkole? Byłeś strasznie wkurzony, jak wróciłeś... chodzi o Roxy?
- Oh przestań.. – skarcił go brat i przewrócił oczami. Opowiedział mu całe zajście z SZKOLNĄ NIANIĄ i z wizytą u dyrektora. Tom nie mógł się powstrzymać i wybuchnął dzikim, niekontrolowanym śmiechem.
- Ha! Ta Roxy jest niemożliwa! Sam bym tego lepiej nie wymyślił! – wydusił w końcu i nerwowo się zaśmiał, widząc głęboki wyraz irytacji na twarzy swojego brata. Nagle podszedł do nich Gustav z Georgem. Byli lekko zdenerwowani.
- Pfff. Jakieś mroczne laski zajmują garderobę! A ona powinna być nasza!! – uciął sucho Gustv, opadając na najbliższy fotel.
- Oj przestańcie.. to na pewno ktoś z obsługi, lub sprzątaczki, aby wyczyścił ją dla nas! – zażartował Tom, lecz sam uwierzył w sens tych słów. Chłopcy zamilkli. Zbierali siły na występ.
- Chcecie coś przekąsić? Jest tutaj bar... – zaproponował Jack i zaszeleścił im paroma banknotami przed oczami.
- No pewnie! Ja umieram z głodu! – zawył Bill, i jak na zawołanie zaburczało mu w brzuchu.
- No to chodźcie. Ja stawiam – zaśmiał się manager i wskazał im ręką mały, lecz gustowny bar, zdobiony wieloma lampkami i świecidełkami.
Komentujcie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nena dnia Wto 19:14, 18 Lip 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
A-Adeleida
Członek Władzy Absolutnej
Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 822
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7
|
Wysłany: Wto 18:15, 18 Lip 2006 Temat postu: |
|
O, Adeleida zabiera sie do komentowania ^^.
Czyli tak - opowiadanie NAWET ciekawe, chociaz niczym sie nie wyroznia sposrod tysiaca innych o Tokio Hotel.
Zauwazylam sporo bledow interpunkcyjnych, widac, ze to Twoim konikiem nie jest .
Oprocz tego nie lubie wplatania w opowiadanie wyrazow uzywanych w mowie potocznej, np ''wpieniona'' albo nawet ''wkurzona'', ''spadaj'' itd, a kilka takich w opowiadaniu znalazlam - zle to wyglada. Pamietajmy, ze pisarstwo ma byc duma dla naszego jezyka.
Pozdrawiam,
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nena
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/7 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Wto 19:16, 18 Lip 2006 Temat postu: |
|
Droga Adelaido. Czy przeczytałaś CAŁE opowiadanie? A raczej to, co znajduje się na tym forum? Było by mi miło, gdybyś mi odpowiedziała.
teraz, zmieniłam części, bo źle dodałam. Nawet nie zauważyłam, więc dlatego się zastanawiam. Zapraszam do ponownego przeczytania x). I skomentowania oczywiście^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|